Czego szukasz

Agnieszka – kowal, nie tylko własnego losu

Mama trójki dzieci, filigranowa kobieta, która jest najprawdziwszym kowalem. Koni wprawdzie nie kuje, ale… kuje żelazo, póki gorące. To nie żart! Zapraszamy na wywiad z Agnieszką Pasek, właścicielką Kuźni Skarbów.

Agnieszko, dlaczego kowalstwo? Skąd taki pomysł u kobiety, na dodatek mamy trójki dzieci?

Przygoda z kowalstwem zaczęła się zaraz po ukończeniu podstawówki, kiedy podczas dni otwartych przed egzaminami do rzeszowskiego ,,plastyka”, miałam okazję zobaczyć różne pracownie. Gdy weszłam do kuźni poczułam klimat tego miejsca i choć nigdy jeszcze nie kułam, wiedziałam, że to jest to.

Egzaminy zdałam i ku mej rozpaczy na kuźni pracować nie mogłam, bo tylko chłopcy mieli ten przywilej (śmiech). Ja natomiast uczyłam się obrabiać miedziane blachy i wierciłam dziurę w brzuchu moich nauczycieli, aby dali mi szansę ,,na kuźni”. Dopiero w drugiej klasie dostałam ją i udowodniłam, że jej nie zmarnowałam.

Moja praca dyplomowa była kowalska, a ja do końca szkoły byłam zjawiskiem na skalę całego liceum.

I zaraz po szkole przyszedł czas na własną firmę?

Po ukończeniu PLSP na kilka lat świadomie zawiesiłam moją działalność artystyczną na rzecz działalności non profit, angażując się w powstanie i początki Stowarzyszenia Inny Dom w Poznaniu. Jego dorobek można zobaczyć na: www.innydom.org

Po kilku latach z małą Karminką i kolejnym nowym członkiem rodziny w drodze, kierowani tęsknotą za górami i przestrzenią, przeprowadziliśmy się do Sanoka. Kiedy urodził się Natan – nasze drugie dziecko, w dalszym ciągu nie podjęłam żadnej pracy na etacie, czasem tylko malowałam obrazy lub robiłam prostą biżuterię… o własnej kuźni nawet nie śniłam. Choć w głębi serca tęskniłam za tą piękną i ciężką pracą.

Kiedy byłam w trzeciej ciąży, w naszym życiu nastąpił pewien przełom. Dzięki zachęcie męża i jego nieocenionej pomocy udało mi się uzyskać dofinansowanie unijne na rozpoczęcie własnej działalności gospodarczej. Choć szczerze przyznam, że chodząc na szkolenia, bałam się, czy mam szansę – drobna blondynka w ciąży mówiąca, że jest kowalem (śmiech). Ale udało się i tak powstała moja pracownia kowalstwa i metaloplastyki ,,Kuźnia Skarbów”. Prowadzę ją już od trzech lat, a teraz nadszedł czas na przeprowadzkę do nowej, większej pracowni.

Kuźnia jest spełnieniem marzeń mamy, która nie chciała pracować na etacie?

To, co stało się przez ostatnie trzy lata, jest dla mnie naprawdę niezwykłą przygodą, i choć wymaga ode mnie stuprocentowego zaangażowania  jako mamy i jako kobiety pracującej, to widzę, że naprawdę warto dawać z siebie wszystko.

Moje dzieci są bardzo kreatywne i żywiołowe. Każde ma inną osobowość i inne pasje, a mimo to widać, że się kochają i świetnie razem się bawią. Ale schedę po rodzicach przejmie raczej Natan.

Co produkujesz w kuźni? Kto kupuje Twoje wyroby?

W naszej kuźni wytwarzamy różne piękne, dekoracyjne i użytkowe przedmioty; począwszy od drobnej biżuterii poprzez świeczniki, lampy, akcesoria kominkowe, meble, aż do ogrodzeń i bram. Prawie wszystko robione jest na zamówienie. Zadowoleni klienci polecają nas swoim znajomym i tak się kręci. Na szczęście nie narzekam na brak zleceń ;-).

Dzieci inspirowały Cię do podejmowania kroków i spełniania marzeń, czy powodowały, że te marzenia długo nie mogły się spełnić?

Dzieci raczej inspirowały mnie, motywowały do podejmowania mocnych decyzji. Jednakże, nie chcąc stracić dzieciństwa naszych dzieci, świadomie rezygnujemy z wielu rzeczy, które miałyby wpływ na szybki rozwój firmy. Na przykład po kilku tygodniach pracy od poniedziałku do soboty doszliśmy do wniosku, że tak nie może być, bo tracimy kontakt z dziećmi i zrezygnowaliśmy z pracy w soboty.

Kiedy jest np. Dzień Babci, Dzień Dziecka, bal karnawałowy angażujemy się jako rodzice w sprawy klasy i szkoły. Staramy się być pomocni i dostępni. Chcemy, aby nasze dzieci wiedziały, że są super ważne dla nas, a słowo kocham ma pokrycie w rzeczywistości.

Jak wygląda Twój dzień? O której idziesz do pracy? Kto wtedy zajmuje się Twoimi dziećmi?

Mój dzień zaczyna się przed siódmą. Budzimy starszaków do szkoły i przedszkola, potem wspólne śniadanie i poranna zadyma. Razem z sąsiadami dzielimy się obowiązkami zawożenia i odbierania dzieci ze szkoły. Pracę zazwyczaj zaczynamy o 9, a kończymy o 17. Czasem zdarza się, że trzeba coś załatwić, a czasem po prostu robimy wolne i spędzamy więcej czasu z dziećmi. Kiedy my jesteśmy w pracy, najmłodszą Eleną  zajmuje się ukochana ciocia-niania.

Po południu i wieczorem jest czas dla dzieci i na: lekcje, pranie, sprzątanie, kolację, bajki, kąpiel, wspólną modlitwę. A gdy dzieci pójdą spać, to nadrabiamy zaległości – telefony, spotkania, e-maile, projekty… no i oczywiście gotuję obiad na następny dzień. Nie uznaję karmienia się zupkami z proszku i zawsze musi być ,,normalny” obiad na następny dzień.

Czy mąż Cię wspiera w tej pasji i pracuje z Tobą w kuźni, czy pozostaje trochę na uboczu, nie przeszkadzając?

Mój mąż jest naprawdę niesamowitym gościem, choć ma kilka wad (śmiech), jednak to właśnie dzięki niemu uwierzyłam w siebie i podjęłam decyzję o otwarciu kuźni. Naprawdę bardzo wiele mi pomógł i w dalszym ciągu pomaga. W zasadzie teraz w pracowni jesteśmy partnerami.

Twoja rada dla mam, które mają marzenia, ale nie mają odwagi, by je zrealizować…

Myślę, że każda kobieta jest wyjątkowa i każda inna. Każda w głębi serca wie, o czy marzy i czy to jest kariera zawodowa, czy kariera mamy – musi być pewna swoich decyzji. Aby uniknąć frustracji, czasem musi rzucić się na głęboką wodę, a czasem odetchnąć pełną piersią, tuląc małego bezbronnego człowieka.

Ja wiem, że to, że dziś mam swoją wymarzoną pracownię, nie wynika z moich chorych ambicji niespełnionej kobiety i sfrustrowanej matki, ale jest prezentem od Boga, który zna mnie i moje serce. I Jemu przede wszystkim chcę za to podziękować.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Joanna Gotfryd

www.kuznia-skarbow.pl

 

Spodobał Ci się artykuł? Podziel się z innymi:
Chcę otrzymywać inspiracje, pomysły i sugestie jak pracować i nie zwariować.
Newsletter wysyłamy raz na 2 tygodnie