ZAINSPIRUJ SIĘ
Pandemiczne dzienniki ciążowe – Matka w kwarantannie. Dziennik pokładowy
- Listy do Redakcji
- 31 lipca 2020
- 6 MIN. CZYTANIA
A może Ty też prowadzisz dziennik i nie zdążyłaś wysłać swojej pracy na nasz konkurs? Możesz to zrobić! Skontaktuj się z redakcją i wyślij nam swoją pracę na temat Pandemiczne dzienniki ciążowe – Matka w kwarantannie. Dziennik pokładowy: [email protected]
Marzec, kwiecień 2020
Mój pierwszy trymestr, czyli Festiwal Leżenia W Mieszkaniu I Całodniowych Wymiotów, płynnie przeszedł w czas pandemii, czyli Festiwal Leżenia W Mieszkaniu I Odzyskiwania Sił (po całodniowych wymiotach). Oznacza to, że w tym roku zaliczyłam nie jeden, a dwa OFF-Festivale, w których niestety mniej chodziło o muzykę, a bardziej o bycie off.
Wieści o „jakimś tam koronawirusie” zastały mnie w kiepskiej formie, nad muszlą klozetową (zwaną dalej: porcelanową misą rozpaczy), z mózgiem zajętym procesowaniem zupełnie innych wiadomości niż te z pierwszych stron starych i nowych mediów.
Moją głowę wypełniała szalona radość, że będziemy mieć bobasa, a mój przełyk wypełniała cofająca się treść pokarmowa. Układ trawienny zaatakował Wymiot-19 (bo do dziewiętnastego tygodnia ciąży dawał mi naprawdę w kość), więc na Covid-19 nie było już po prostu miejsca. Dodatkowo, to nie wirus stał się przyczyną zmian w moim ówczesnym życiu czy tam stylu życia (jak zwał tak zwał). Zmian polegających między innymi na zaprzestaniu tak zwanego bywania, „pójściu na chorobowe” w pracy i myśleniu tylko o tym „co to będzie?”.
Przeczytaj dziennik laureatki III nagrody!
Kiedy rząd naszego kraju wprowadzał pierwsze restrykcje i zamykał ludzi w domach- ja, już od dłuższego czasu miałam swój ciążowy lockdown. Dodatkowo, byłam z tej grupy, która nie straciła źródła dochodu, mąż działa w jednej z niewielu branż, na którą wirus prawie w ogóle nie miał wpływu, nasi bliscy byli zdrowi i zabezpieczeni finansowo… Mój mózg nie kodował tej pandemii.
Z perspektywy czasu, patrzę na to nie bez lekkiego wyrzutu do samej siebie. Samolub, no. W momencie, w którym w końcu zaczynamy się uczyć jak ważny jest dla człowieka nie tylko jego mały świat i czubek nosa, ale świat w ogóle – ja, cofnęłam się ze swoją świadomością o dobrych kilkadziesiąt lat.
Istniały tylko moje 34 metry kwadratowe, z których wychodziłam raz na dwa tygodnie do lekarza, a reszta globu- z testami, potwierdzonymi przypadkami, niepotwierdzonymi przypadkami, masą wyzwań i problemów, statystykami, brakującymi respiratorami, śmiercią… to była jakaś inna galaktyka. Ale może to pokazuje jaką nieokiełznaną siłą jest instynkt macierzyński już w ciąży? Jak bardzo kobieta potrafi się zahibernować we własnym ja (my), we własnym ciepełku, żeby absolutnie nic złego nie stanęło na drodze rozwoju nowego, maleńkiego i bezbronnego żyćka.
Przeczytaj dziennik laureatki II nagrody!
Kiedy jestem pytana czy myślę, że coś przez „to” straciłam, długo milczę. Nie potrafię się pozbyć takiego silnego przekonania, że ja, to akurat bardzo zyskałam. Dostałam możliwość żeby się tak naprawdę, tak porządnie, po sam czubek głowy zanurzyć w tej ciąży i w tym co czuję, i w tym co lubię, i w tym czego potrzebuję. I podobało mi się to nurzanie. Ale czy mogę się do tego przyznać? Boję się to rozkminiać i powiedzieć na głos. Mogę strzelić czymś niedelikatnym albo obraźliwym, bo mam taką dziwną, zaburzoną perspektywę.
Dodatkowo, wewnętrzna łagodność w stosunku do drugiego człowieka, nie leży w mojej naturze i dla mnie, bycie wyrozumiałą i empatyczną dla innych to jest ciągła praca. Praca i decyzja podejmowana przy każdej interakcji, podczas każdej rozmowy. Ale podejmowana z radością. I chociaż szkoda, że nie przychodzi mi to z automatu, to jednak widzę, że łagodność i współczucie (albo współodczuwanie?) da się po prostu wypracować. Niestety w przypadku moich pandemicznych przemyśleń czuję się tak nieprzystająca do ogółu, że jednak towarzyszy mi strach, że moje wnioski i moja wdzięczność za tamten czas mogą sprawić komuś przykrość.
Przeczytaj na czym polegał nasz konkurs Matka w kwarantannie. Dziennik pokładowy
Maj 2020
Ciągnąc dalej temat niewygodnych i niepoprawnych myśli, niedawno uświadomiłam sobie, że to w jaki sposób wszystko razem umiejscowiło się na osi czasu, sprawiło, że mój mózg nie łączył pandemii z ograniczeniami tylko ograniczenia z ciążą. I że w jakiś irracjonalny sposób czekałam na poród jakby to narodziny mojego dziecka miały „to wszystko” zakończyć.
Tak mi się ten wirus (i jego skutki) skleił z życiem płodowym, które się u mnie w środku działo, że siedziałam w domu, w takim przekonaniu, że moje rozwarcie będzie się równało rozwarciu wszystkich obostrzeń, granic państw, granic dystansu społecznego i maseczek na twarzach. Skutek był taki, że w mojej głowie koniec sierpnia miał wyglądać następująco: rodzę, dochodzę do siebie, biegnę do dziadków tej nowej, małej dziewczynki żeby ich ze sobą poznać, staję się stałą bywalczynią okolicznych parków, spotykam się w kawiarniach #babyfriendly z innymi mamami i dzielimy się ze sobą planami na podbicie świata na macierzyńskim, bo przecież to „urlop”.
Wiadomo – wirus, rząd i cały kosmos, tak jak ja, tylko czekają aż urodzę… Ale w którymś momencie chyba zmienił się koktajl hormonalny w moim organizmie i dotarło do mnie, jak bardzo rzeczywistość może się różnić od tego co podpowiada mi hologram za różowymi okularami. Szukam rzetelnych i obiektywnych informacji na temat świata – próżno.
Czerwiec 2020
Już nic nie myślę. Jestem pytajnikiem, oczekiwaniem i niecierpliwością. „Przebieram nóżkami” trzymając je najczęściej wysoko w górze, żeby w przerwach od leżenia mieścić się we własne buty. Trochę na wyrost, bo przecież przed nami jeszcze dobre 10 tygodni. Pandemia nadal u nas nie istnieje. I nadal mówienie o tym głośno przychodzi ciężko.
Zdjęcie: 123 rf
Grafika: The Mother Mag
Przeczytaj kto wygrał nasz konkurs Matka w kwarantannie. Dziennik pokładowy
A może Ty też prowadzisz dziennik i nie zdążyłaś wysłać swojej pracy na nasz konkurs? Możesz to zrobić! Skontaktuj się z redakcją i wyślij nam swoją pracę: [email protected]