Logo Mamo Pracuj
Open menu
Pracuj

Znajdź wymarzoną pracę i pracodawcę.

Rozwijaj się

Pozwól się wesprzeć w rozwoju.

Inspiruj się

Sprawdź nasze propozycje dla Ciebie.

ZAINSPIRUJ SIĘ

Tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono. O szukaniu sensu w 2020 roku

  • Agnieszka Nietresta-Zatoń
  • 6 grudnia 2020
  • 8 MIN. CZYTANIA
Rok 1647 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia. Nie, to nie błąd w dacie, to początek „Ogniem i mieczem” Henryka Sienkiewicza. Dalej następuje lista owych klęsk i nadzwyczajnych zdarzeń, o spis których moglibyśmy pokusić się i my. Bo rok 2020 to też JEST dziwny rok i wielu z nas ma go już powyżej uszu. Nie da się ukryć, że epidemia, która wciąż nie odpuszcza, wymusiła na nas zmianę trybu życia, a związane z nią restrykcje sprawiły, że zweryfikowaliśmy wiele relacji międzyludzkich, także tych z najbliższymi.

Zastanów się: ile razy w ciągu ostatnich tygodni poczułaś, że tracisz panowanie nad swoim życiem i westchnęłaś:

Jakby tego było mało…
No, jeszcze i to…
Tylko tego brakowało…

O szukaniu sensu w 2020 roku

Codzienna rutyna, na którą wielokrotnie narzekaliśmy, najpierw – podczas pierwszej, wiosennej fali pandemii i związanych z nią obostrzeń – rozlazła się jak zetlałe płótno, czyniąc nasze życie jedną wielką improwizacją, a teraz, w ciemnym i ponurym listopadzie, zaczęła przyjmować formę, która może zamęczyć człowieka na… no, tak użycie sformułowania na śmierć byłoby w aktualnych okolicznościach bardzo niestosowne. Zresztą, jeśli chcielibyśmy przeanalizować, jak bardzo ten pandemiczny rok, oraz jego strajkowo-rewolucyjna końcówka przeorały i zmieniły nasz codzienny język, takich zaskoczeń pojawiłoby się o wiele więcej. Ale wróćmy do codziennej rutyny, bo to ona może być kluczem do przetrwania końcówki 2020 roku.


Kiedy wiosną dorośli pracujący na stacjonarnych etatach przyzwyczajali się do home office, dzieci rozkminiały aplikacje do nauczania zdalnego, surfując między Zoomem, Teams’ami i sędziwym Skypem, na chwilę ulegliśmy złudzeniu, że „siedzenie w domu” wszystkim nam dobrze zrobi. Że zwolnimy, wrócimy do gotowania dwudaniowych obiadów, może nawet upieczemy wreszcie ten chleb z przepisu od sąsiadki i na pewno damy zarobić lokalnemu dostawcy warzyw, który co tydzień przywozi świeże jabłka i marchewki z własnego gospodarstwa i sprzedaje je prosto z samochodu.

Przez chwilę zachłystywaliśmy się możliwością chodzenia w dresie i w piżamie przez cały dzień. Szybko jednak się okazało, że to to co miało być wielką labą, okazało się wielkim problemem. Bo czym innym jest radość przeskoczenia z garnituru w dres, kiedy nadciąga piątek, piąteczek, piątunio, a czym innym brak jasnego podziału na czas pracy/nauki i czas wolny. Na strefę prywatną i biurową. Na czas spędzany razem z rodziną i tylko ze sobą samym. Nasze rodzinne domy stały się oblężonymi twierdzami. Oblężonymi przez niewidzialnego wroga: koronawirusa, który w każdej chwili mógł wykorzystać naszą nieuwagę – brak maseczki w przestrzeni publicznej czy na zakupach (pamiętacie jeszcze czasy, w których dobrze by było mieć ochronę ust i nosa, ale i tak połowa ludzi w sklepie miała to wielkim poważaniu?) albo raz nieumyte ręce mogły skutkować zakażeniem.

Przeczytaj także: Dzieci w domu – jak zorganizować im czas i móc pracować zdalnie

Radziliśmy sobie różnie, kuszeni perspektywą rychłego nadejścia wiosny, wakacji, wysokich temperatur, które miały sprawić, że wirus przejdzie w jakiś bliżej nieokreślony stan uśpienia, a może nawet zdecyduje o odwrocie. Ale zmęczenie, znużenie, zniechęcenie i lęk były coraz bardziej przytłaczające. Lekarz? Tylko teleporada. Terapeuta? On-line.

Wiosna rozhulała się na dobre, latem części z nas udało się wyjechać na wakacje, nawet te zagraniczne. A potem dni znowu stały się krótsze, wieczory chłodniejsze i okazało się, że koronawirus nadpływa drugą, jeszcze silniejszą falą. W naszych rozmowach powróciły liczby potwierdzonych przypadków, liczby wolnych łóżek covidowych i respiratorów oraz choroby współistniejące. Wizja kolejnego lock downu – który nigdy nie został ogłoszony oficjalnie, choć w gruncie rzeczy obowiązuje od wielu tygodni – dobijała nas ostatecznie.

Jakby tego było mało…

… wrześniowy powrót do szkół spalił na panewce. Ratowaliśmy się powrotem do nauczania hybrydowego i zdalnego, kiedy właściwie było już za późno na podęcie racjonalnych działań. Nieskoordynowanych działań rządu dość mieli – i mają do dziś – uczniowie, nauczyciele i rodzice.

No jeszcze i to…

… nam się przytrafiło, że wszem i wobec odtrąbiono niewydolność systemu służby zdrowia, co znacznie nasiliło nasze codzienne lęki związane ze złapaniem zwykłego kataru, o poważnych schorzeniach onkologicznych czy kardiologicznych nie wspominając.

Tylko tego brakowało…

… żeby fatalna ustawa TK poskutkowała wyprowadzeniem na ulice setek tysięcy obywateli, którzy wolność wyboru cenią sobie ponad wszystko.

A Wy się pytacie, czy w tym wszystkim można znaleźć jakiś sens… Czy można ten dziwny rok zakończyć bez obłędu w oczach. Ba, z optymizmem!

Tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono, pisała Szymborska. Rok 2020 wydaje się jednym wielkim doświadczalnym poligonem, na którym co dnia zmuszeni jesteśmy się sprawdzać. I dzięki temu dowiadujemy się o sobie wielu ważnych rzeczy.

Żeby mimo wszystko zakończyć ten rok na plusie, pomyślmy o tym, czego DOBREGO się o sobie i naszych najbliższych dowiedzieliśmy, trwając od tylu miesięcy w sytuacji granicznej:

  • Że mamy ogromne możliwości adaptacyjne, a kiedy spędzamy ze sobą niemal 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu, udaje nam się mimo wszystko wypracować taki podział zadań, że nie rzucamy się sobie do gardeł. Może i nie ma czasu na pieczenie chleba, ale znajduje się czas na rozmowy, wspólne oglądanie filmów, głośne czytanie do snu albo planszówki.
  • Że jesteśmy w stanie organizować się oddolnie, choć posądzano nas o zanik tradycji społeczeństwa obywatelskiego. Że kiedy się wali i pali, wspólnymi siłami wspomożemy i starszych sąsiadów, i pacjentów zamkniętego oddziały szpitala psychiatrycznego.
  • Że w gruncie rzeczy do życia potrzebujemy raczej ludzi niż rzeczy. Na dobrą sprawę, rok 2020 ogłosić by można Rokiem Dresu, bo z tego do spania przebieramy się w ten do chodzenia po domu. Oraz, okazjonalnie, w dres wyjściowy. Ale, uwaga, doceniliśmy także fakt, że z dresu można przeskoczyć w dżinsy, a wielu z nas utrzymanie tej dżinsowej rutyny – czyli fakt, że zasiadają do pracy zdalnej nie w dresie, a w dżinsach – ratuje życie.
  • Że nasze dzieci są, wbrew powszechnym narzekaniom, bardzo silne i wytrwałe, co dnia zasiadając do nauczania zdalnego, które, co tu kryć, ryje beret, nadwątla zdolność samodzielnego uczenia się, o czerpaniu radości ze zdobywania nowych umiejętności nie wspominając.
  • Że nasza młodzież to nie są zombies wpatrzone w ekrany smartfonów, ale świadomi tego, co się dookoła nich dzieje ludzie u progu dorosłości, ceniący sobie wolność i praworządność. I nie dający się zastraszyć.
  • Że mimo nadmiernego skupienia na komunikatach o pandemii, także i my, boomerzy, trzymamy rękę na politycznym pulsie i nie da się nas traktować jak ciemnego ludu, który wszystko kupi. A kiedy ktoś próbuje wykorzystać zły czas do podejmowania jeszcze gorszych decyzji, nie składamy parasolek, tryskamy twórczą inwencją w kwestii wymyślania haseł i ruszmy na protest.
  • Że, jak mówił ksiądz Kaczkowski, trzeba żyć szybko, bo jest później, niż się wydaje. Że nie ma sensu odkładanie na jutro, na potem, na za chwilę żadnego przytulasa, pocałunku czy dobrego słowa. Bo to one dają nam siłę w najtrudniejszych chwilach.
  • Że spokój ducha naprawdę pochodzi z wnętrza nas samych. Bo na sytuację epidemiczną mamy minimalny wpływ, ale na nasze samopoczucie w tej sytuacji już o wiele większy. Dlatego dobra rozmowa, dobra książka, dobra muzyka i dobre myśli są takie ważne. A o tym, czy włączamy je w nasz plan ratunkowy decydujemy wyłącznie my sami.
  • Że odpuszczanie nie jest złe. Ba, że jest konieczne dla zachowania równowagi psychicznej. Przykuci do komputerów, pełni obaw o zdrowie nasze i naszych najbliższych, pozbawieni możliwości planowania na jutro oraz w dłuższej perspektywie, najpierw szamoczemy się jak ryba bez wody, a potem – odpuszczamy. I życie toczy się dalej. A my dajemy mu się ponieść.
  • Że jeśli udaje nam się w tym trudnym i dziwnym czasie nie stracić zmysłów ani przyjaciół, to znaczy, że wiedziemy dobre życie. Że nasze wypracowane przez lata oraz na potrzebę chwili mechanizmy obronne są skuteczne, a nasze relacje z ludźmi – wartościowe.

Przeczytaj także: 25 pomysłów na drobne przyjemności, które można zrobić dla siebie

Wytrwajmy jeszcze. Przed nami najkrótsze dni i najdłuższe noce, a także dziwne Święta, dziwny Sylwester i… No tak, to już będzie koniec. W 2021 rok wejdziemy zmęczeni jak nigdy dotąd, ale i bogatsi o wiedzę o sobie samych, której nigdy byśmy nie zdobyli, gdyby nie niewidziany wróg. Trudna to wiedza, ale dzięki niej wielu z nas może powiedzieć, że to nie był stracony czas. Że w tym szaleństwie była jakaś metoda.

Zdjęcie: 123 rf

Zobacz więcej

artykuł
  • Anna Łabno - Kucharska
  • 3 MIN. CZYTANIA
artykuł
  • Alicja Zielińska
  • 6 MIN. CZYTANIA
artykuł
śniadaniówka do szkoły
  • Redakcja portalu Mamo Pracuj
  • 8 MIN. CZYTANIA
artykuł
ciąża kwas foliowy
  • Dominika Kamińska
  • 6 MIN. CZYTANIA
artykuł
  • Alicja Zielińska
  • 3 MIN. CZYTANIA

+3 tys. mam w newsletterze

© Mamopracuj 2024

Skip to content