Logo Mamo Pracuj
Open menu
Pracuj

Znajdź wymarzoną pracę i pracodawcę.

Rozwijaj się

Pozwól się wesprzeć w rozwoju.

Inspiruj się

Sprawdź nasze propozycje dla Ciebie.

ZAINSPIRUJ SIĘ

Świeże spojrzenie na naukę zdalną – wywiad z dr Marzeną Żylińską

  • Karolina Wojtaś
  • 28 września 2020
  • 17 MIN. CZYTANIA
dr Marzena Żylińska
Choć ponowne otwarcie szkół przywróciło namiastki normalności, epidemia wciąż nie odpuszcza. Obecnie w trybie mieszanym pracuje w Polsce około 130 szkół, a w ponad 50 placówkach dzieci uczą się tylko zdalnie. Dane te zmieniają się z dnia na dzień – niewykluczone zatem, że jutro problem dotknie nas. O tym, jak przygotować się do nauki zdalnej i na co zwrócić uwagę w trudnym procesie edukacji rozmawiamy z dr Marzeną Żylińską – metodykiem, autorką książek i twórczynią ruchu Budzących Się Szkół.

Wiosenne miesiące pokazały, że część rodziców nie radzi sobie z edukacją zdalną – nie tyle merytorycznie, co w kontekście organizacji zajęć. Tu pojawia się kilka pytań. Po pierwsze – w jaki sposób ułożyć dziecku plan dnia? I czy w ogóle należy to robić? Może lepiej postawić na większą swobodę?

Tu nie o to chodzi, żeby stawiać na swobodę. To jest raczej doskonała okazja do tego, żeby nauczyć dziecko planowania i organizowania procesu uczenia się. Jeśli pozwolimy mu na samodzielne planowanie, to stworzymy mu przestrzeń dla rozwijania niezwykle ważnej i przydatnej w życiu kompetencji. I jednocześnie stworzymy okazję, by stawało się człowiekiem wewnątrzsterownym. Człowiek wewnątrzsterowny sam potrafi wyznaczać sobie cele i kierować swoim życiem. Należy jednak wiedzieć, że tego nie da się nauczyć ani z książek, ani słuchając innych ludzi. Umiejętność planowania można rozwijać tylko w jeden sposób, planując własne aktywności. To długi i czasochłonny proces, który wymaga od nas dorosłych cierpliwości. To kompetencja, która rozwija się przez wiele lat.

Od razu dodam, że nie możemy oczekiwać, że dziecko, które zaczyna uczyć się wewnątrzsterowności, będzie umiało to robić od razu. To normalne, że na początku samodzielne wyznaczanie sobie celów i ich realizacja będą wychodzić słabo. To, co możemy w takiej sytuacji zrobić jako rodzice, to rozmawiać. Zapytać, jakie były plany, co się udało zrealizować, a czego nie. Jeśli okazuje się, że coś poszło nie tak, to nie należy się przejmować czy krytykować – wystarczy zapytać, co dalej można z tym zrobić. Można też podsunąć jakiś pomysł, trochę podpowiedzieć, ale nie rozliczać. Pamiętajmy, że nam dorosłym też nie udaje się zrealizować wszystkich planów.

Etap edukacji zdalnej wykorzystałabym zatem właśnie w taki sposób – zwłaszcza że szkoła nie daje ku temu zbyt wielu okazji. Nauczyciele zazwyczaj – bo bywają wyjątki, sterują pracą uczniów, są takimi reżyserami lekcji. Wyznaczają cele i zadania, a także mówią, w jaki sposób i w jakim czasie uczniowie mają je zrobić. Tradycyjna kultura edukacyjna to kultura nauczania. Nauczyciele w taki sposób zostali przygotowani do pracy w szkole. Na studiach musieli pisać scenariusze lekcji, więc trudno się dziwić, że często nie postrzegają uczniów jako autonomiczne, wewnątrzsterowne i kreatywne jednostki.

Obecny model nauczania niejako systemowo wygasza w dzieciach i młodych ludziach potrzebę autonomicznego działania i robienia rzeczy po swojemu. To wielka strata, bo po ukończeniu szkoły ludzie umiejący myśleć i działać innowacyjnie są poszukiwanymi pracownikami. Dlatego korzystajmy z okazji i pozwólmy dzieciom planować, nawet jeśli są w pierwszej klasie. Co więcej – kiedy dziecko wróci do szkoły, to taka kompetencja bardzo mu się przyda. Wewnątrzsterowność i zdolność planowania własnej pracy warto w dzieciach rozwijać również wtedy, gdy nauka odbywa się w szkołach. Człowiek, który potrafi przejąć odpowiedzialność za swoją naukę, zawsze uczy się efektywniej niż ktoś, kogo ciągle trzeba pilnować.

Przeczytaj także: 10 książek, które będą wspierać edukację naszych dzieci

Jak najlepiej zadbać o odpoczynek dziecka, które uczy się zdalnie – o czym warto pamiętać?

Bardzo ważne jest przede wszystkim to, żeby dziecko nie siedziało zbyt długo przy komputerze. Człowiek to nie tylko głowa, ale całe ciało. A ciało ma swoje potrzeby, np. potrzebę ruchu, najlepiej na świeżym powietrzu. Spędzanie wielu godzin przed komputerem sprawia, że aktywne są tylko niektóre zmysły, a co za tym idzie, tylko powiązane z nimi ośrodki neuronalne. Dzieci powinny się ruszać, spędzać czas na świeżym powietrzu – na tym się skupmy, bo przynosi to wiele korzyści. Dziecko, które się dużo rusza, jest lepiej dotlenione, rozwijają się jego mięśnie, jest zdrowsze i łatwiej mu się skupić. Mózg małego człowieka, który gra w piłkę, jeździ na hulajnodze, buduje szałas z gałęzi, ma dużo kontaktów z rówieśnikami, rozwija się inaczej, bo aktywizowanych jest dużo więcej ośrodków neuronalnych, niż to ma miejsce wtedy, gdy dziecko spędza wiele godzin, patrząc w monitor komputera.

Dobrodziejstwa płynące z wielozmysłowego poznawania świata zostały już dawno opisane. Inaczej uczy się dziecko, które pójdzie do lasu, parku czy na łąkę i tam poznaje rośliny. Z punktu widzenia mózgu to wielka różnica, czy człowiek, ucząc się o gatunkach drzew, może ich dotknąć, wziąć do ręki ich liście, powąchać, czy widzi je tylko na monitorze komputera czy w podręczniku. W pierwszym przypadku aktywnych jest wiele struktur neuronalnych, w drugim dużo mniej. Im więcej zmysłów bierze udział w procesie uczenia się, tym lepiej rozwija się mózg. Jak przekonują tacy badacze mózgu jak Manfred Spitzer, mózg jest tym lepszy, im więcej ma połączeń.

Muszę o to spytać – co z grami? Wielu rodziców przyznaje, że kiedy dziecko chodzi do szkoły, przyzwolenie na godzinkę czy dwie grania popołudniu przychodzi im bez trudu. Co jednak, gdy np. 10-latek spędził już przed komputerem kilka godzin (na nauce), a następnie prosi o dostęp do gry?

To pytanie łączy się z poprzednim. Może powiem tak: gdybym ja miała dzisiaj dziecko, które by uczyło się przed komputerem, to zrobiłabym wszystko, żeby je od tego komputera odciągnąć. Oczywiście ktoś może powiedzieć: „Ale są gry, które rozwijają! Można się dzięki nim dużo nauczyć”. To prawda. Jest dużo sensownych gier. Siedząc przed komputerem, można się wielu rzeczy nauczyć – na przykład języka obcego.

Tyle że tu nie chodzi o to, co dziecko robi, kiedy siedzi przed komputerem. Dużo ważniejsze jest pytanie, czego w tym czasie NIE ROBI. Otóż na przykład nie rusza się, nie jeździ na hulajnodze, nie gra w piłkę, a więc nie wyrabia się u niego koordynacja ręka – oko czy noga – oko. Różne zmysły nie mogą się z sobą zintegrować, a to ma ogromny wpływ na to, jak dziecko będzie funkcjonować. Brak integracji sensoryczno-motorycznej to poważny problem wielu dzieci.

Kolejny problem to kontakt z innymi dziećmi. Ktoś, kto długie godziny spędza w swoim pokoju przed monitorem komputera, nie ma okazji do rozwijania kompetencji interpersonalnych. Nie kłóci się z innymi dziećmi i nie uczy się, że aby móc się dalej bawić, trzeba się pogodzić. Zbyt długi czas spędzony przed komputerem jest też przyczyną krótkowzroczności. Dzieci potrzebują odpowiedniej dawki światła słonecznego, aby ich oczy mogły się prawidłowo rozwijać. Rodzice często nie mają świadomości, że to właśnie długi czas spędzony przed komputerem jest przyczyną krótkowzroczności. W mózgu dziecka, które wiele godzin dziennie spędza przed komputerem, rozwiną się inne struktury neuronalne i pojawią się inne połączenia neuronalne, bo przetwarzane będą głównie bodźce wzrokowe i słuchowe. W mózgu dziecka, które będzie spędzać czas na podwórku, aktywnych będzie dużo więcej struktur i powstanie zupełnie inna sieć połączeń. Im bogatsza stymulacja, tym gęstsza sieć neuronalna.

Oczywiście dziecko w takim momencie może zacząć się buntować. Co więcej – na pewno będzie to robić. Nie znam dziecka, które by chwilę pograło i samo odeszło od komputera ze słowami: „Już sobie pograłem pół godziny, więc mi wystarczy”. Gry wciągają. Są tak skonstruowane, żeby jak najtrudniej było przerwać. Wiedząc o tym potencjale uzależnienia, nie pozwalajmy, że dziecko zbyt długo grało. A jeszcze lepiej, spróbujmy opóźnić kontakt dzieci z grami. Im więcej będzie biegało za piłką czy bawiło się z innymi dziećmi, tym lepiej dla jego rozwoju.

Wielu z nas nie ma także pewności co do tego, jak poradzić sobie ze zmęczoną pociechą. Co robić, gdy 8-latek ma tyle zadane, że zaczyna płakać i buntować się?

Jeśli dziecko zaczyna płakać i buntować się, to zmuszanie go do siedzenia nad lekcjami nie ma najmniejszego sensu. Nikt w takim stanie niczego się nie nauczy.

Jednocześnie moje doświadczenie mówi mi, że dzieci bronią się przed zadaniami, które nie są dla nich dobre, które ich nie rozwijają.

Jest taka francuska nauczycielka Céline Alvarez, która napisała świetną książkę „Prawa naturalne dziecka”. I ona mówi wprost: jeśli proponuje dzieciom zadania i widzi, że się nie angażują, to po prostu zastępuje je innymi. To jest dla niej informacja, że to zadanie nie było dobre. Jeśli dzieci otrzymują zadania, które wymagają kreatywności, które rozwijają autonomię, to zazwyczaj okazują ciekawość, zainteresowanie. Najtrudniejsze są zadania łatwe, schematyczne, niewymagające myślenia. Są trudne, bo są dla dzieci nudne i nierozwijające.

Powinniśmy wiedzieć, że zadania typu „połącz”, „zaznacz”, uzupełnij lukę” nie są ćwiczeniami. To narzędzia pomiaru, które w żadnym stopniu nie służą uczeniu się, a jedynie sprawdzają, co zostało już opanowane. Gdy dziecko dostaje takie zadania, to rzeczywiście zaczyna się buntować. I słusznie! Więc, drodzy rodzice – nie zmuszajcie dzieci do robienia tego, przed czym się bronią. Zamiast tego podsuńcie im zadania-wyzwania, które je zaintrygują i obudzą ich ciekawość.

dr Marzena Żylińska

W jaki sposób rodzice mogą uczynić naukę bardziej atrakcyjną, a przez to mniej męczącą dla dziecka? Czy w ogóle można „przemycić” rozrywkę do edukacji?

Żeby odpowiedzieć na to pytanie, warto zacząć od tego, jak działa mózg. Otóż wszyscy mamy w naszych głowach mniej więcej 86 miliardów neuronów. Te neurony komunikują się ze sobą z pomocą substancji chemicznych zwanych neuroprzekaźnikami.

O tym, co się dzieje w mózgu, kiedy coś nas zafascynuje, świetnie pisze w swoich książkach profesor neurobiologii Gerald Hüther. Otóż mózg uwalnia wówczas bardzo dużo neuroprzekaźników, co sprawia, że uczymy się w najintensywniejszy sposób. Każdy zna taki specyficzny stan, określany jako „flow” – kiedy coś nas bardzo zainteresuje. Zapominamy wtedy o świecie. Nie czujemy, że robimy coś trudnego, że dużo się uczymy. Dzieci często mówią po takich zajęciach, że tylko się bawiły. Oczywiście po takim dniu pojawia się zmęczenie, bo to była intensywna nauka.

Nasz mózg najintensywniej uczy się wtedy, gdy zapomina, że się uczy. To wtedy uwalnia ogromną ilość neuroprzekaźników, dzięki którym możemy uczyć się w najefektywniejszy sposób. Nasz mózg zupełnie inaczej pracuje w trybie „Robię, bo muszę”, a zupełnie inaczej, gdy funkcjonuje w trybie „Robię, bo chcę, bo mnie to ciekawi.”

Przenieśmy teraz te informacje na dziecko. Jeśli siedzi nad lekcjami na siłę, to znaczy, że mózg nie uwalnia zbyt wielu neuroprzekaźników, więc się nie skupia i nie pracuje na miarę swoich możliwości. Sytuacja się zmieni, gdy dziecko dostanie zadania, które obudzą jego ciekawość. Wtedy w jego mózgu pojawią się neuroprzekaźniki, które ułatwiają kodowanie nowych informacji. Możemy dziecku dać coś do wyboru, możemy podsuwać różne propozycje. Obserwujmy dziecko. Kiedy jego oczy się zaświecą i będzie chciało się w coś zaangażować, to naszą rolą jest wspierać je w robieniu właśnie tego. Pod postacią zainteresowań ujawniają się talenty.

Przeczytaj także: Video – Jak wspierać dzieci w nauce?

Czy ma Pani jakieś „złote wskazówki” dla rodziców dzieci uczących się zdalnie? Jakie błędy najczęściej popełniają, o czym nie powinni zapominać?

Niezależnie od tego, czy dzieci uczą się zdalnie, czy „normalnie”, to takim najczęściej popełnianym błędem jest zmuszanie ich do mechanicznej nauki, czyli do siedzenia nad książkami. „Odrób wszystkie lekcje”, „Masz wszystkie lekcje zrobione?”, „Wszystkiego się nauczyłeś?”. Można zmusić dziecko do siedzenia nad książkami i uzupełniania luk, ale nie da się nikogo zmusić do efektywnej nauki. Błędem jest też domaganie się od dzieci najwyższych ocen ze wszystkich przedmiotów.

Warto mówić: „Nie musisz być dobry ze wszystkiego, ale powiedz, z czego chcesz być dobry”. Sukces w życiu odniosą ci, którzy mają swoje zainteresowania i fascynację, którzy lubią się uczyć i wierzą, że jeśli na czymś im zależy, jeśli się do czegoś przyłożą, to osiągną cel.

Jeśli mały człowiek może robić to, co go interesuje i fascynuje, to rozwija swoje talenty, czyli mocne strony. A sukces w życiu zależy właśnie od tego, czy mamy silne strony, którymi, w razie potrzeby, możemy przykrywać nasze deficyty.

Nierzadko traktujemy nasze dzieci tak, jakby sukces w życiu zależał od tego, czy będą miały najwyższą średnią. Tak jednak nie jest. Nie chcę przez to powiedzieć, że dzieci, które mają w szkole piątki i szóstki, nie mogą odnieść w życiu sukcesu – to oczywiście możliwe. Ale sukces nie zależy od średniej ocen, ale od tego, czy dziecko z czegoś jest naprawdę dobre, czy coś je fascynuje i porusza. A to oznacza, że wybranym przedmiotom poświęca więcej czasu niż tym, które go nie interesują. Dzieci, które odkryły swoje fascynacje, z niektórych przedmiotów często mają zaledwie trójki. I nie ma w tym nic złego. Wręcz przeciwnie. Trójkami nie trzeba się martwić, o ile z wybranych przedmiotów oceny są lepsze. Problem pojawia się wtedy, gdy dziecko ze wszystkich przedmiotów ma piątki i szóstki, ale nic go tak naprawdę nie interesuje. Robi po prostu to, za co może dostać dobre stopnie.

Podsumowując, można powiedzieć, że sukces w życiu odnoszą ci, którzy w szkole znaleźli własną drogę, odkryli swoje silne strony i fascynacje.

Ci, którzy lubią się uczyć i którzy wierzą w siebie oraz w to, że jeśli im na czymś zależy, jeśli się do czegoś przyłożą, to osiągną cel. Jeśli ktoś ma swoje fascynacje, lubi się uczyć i wierzy w siebie, to droga do sukcesu jest otwarta. Natomiast kiedy dzieci są zmuszane do tego, żeby zdobywać same piątki i szóstki, to ta motywacja wewnętrzna zostaje zastąpiona motywacją zewnętrzną, a celem dziecka stają się oceny. Wówczas dziecko przestaje słyszeć, co mu w duszy gra. Nastawia się na zdobywanie ocen i goni za marchewkami. Taką filozofię przeniesie później do dorosłego życia.

Jako rodzice musimy sobie zadać pytanie, czy chcemy wychować dziecko tak, żeby umiało w życiu realizować swoje własne marzenia, czy może tak, żeby kiedyś ktoś w przyszłości zatrudnił je do realizacji swoich. Jeżeli pragniemy wychować idealnego pracownika korporacji, który będzie posłusznie wykonywał polecenia – droga wolna, wymagajmy samych piątek i szóstek. Jeśli jednak chcemy wychować człowieka, który będzie umiał realizować swoje własne marzenia, to pozwólmy przeznaczać czas na to, co go najbardziej interesuje. Co do reszty wystarczy, jak wspomniałam, minimum.

Jak pomóc dziecku radzić sobie ze zwykłą tęsknotą za rówieśnikami i szkołą?

Dzisiaj już chyba rozumiemy, że człowiek jest nie tylko istotą biologiczną. Jesteśmy również istotami, które mają potrzeby psychiczne i na które bardzo źle wpływa izolacja.

Musimy rozważyć, czy te szkody w psychice nie są poważniejsze niż ryzyko, jakie niesie z sobą COVID-19. Moim zdaniem dzieci, jak wszyscy ludzie, powinny mieć kontakt z rówieśnikami w świecie realnym. To jest element, który jest konieczny, żeby były zdrowe psychicznie i mogły się normalnie rozwijać.

Wielu rodziców odetchnęło z ulgą, kiedy dzieci poszły do szkół. Nie brakuje i takich, którzy docenili naukę zdalną i woleliby pozostać w tym systemie. Czy według Pani nauka zdalna może zastąpić tę w placówce bez szkód dla dziecka?

Myślę, że tak – nauka zdalna może być pełnowartościową formą uczenia się. Nie może jednak zastąpić relacji z innymi dziećmi, bo są one niezbędne, żeby młodzi ludzie mogli się normalnie i zdrowo rozwijać.

O to, żeby dzieci uczące się zdalnie miały relacje z innymi w prawdziwym świecie, muszą zadbać rodzice. Ale nauczyciele też mogą w czasie zdanej edukacji zadbać o namiastkę relacji, na przykład zachęcając dzieci do pracy w grupach. Jeśli uczniowie mają trudności, to rozwiązują je wspólnie z innymi dziećmi. Dzisiaj jest mnóstwo różnych narzędzi, dzięki którym taka forma uczenia się jest możliwa. Ważne, żeby w czasie zdalnego nauczania otwarte były różne kanały komunikacji: nauczyciel – uczniowie i uczniowie – nauczyciel. Każde dziecko musi wiedzieć, jak w razie problemów uzyskać pomoc i wsparcie od nauczyciela. No i kontakty między uczniami, bo nowe technologie są jakby stworzone do pracy w grupach.

Chciałabym w tym miejscu wyraźnie zaznaczyć, że wysyłanie przez nauczyciela zadań z podręcznika i pozostawianie uczniów samym sobie nie może być traktowane jako zdalna nauka. To właściwie nie spełnia kryteriów żadnej edukacji. Gdy pracujemy zdalnie, bardzo ważny jest też dobór zadań. Żeby uczniowie mogli sensownie pracować, potrzebują zadań, które umożliwią im rozwój – bez nastawienia na bezbłędność, bo błędy są elementem procesu uczenia się. Nie mogą to być typowe zadania z lukami, bo to nie są ćwiczenia, ale narzędzia pomiaru, które służą jedynie sprawdzaniu wiedzy. Żeby móc się uczyć, uczniowie potrzebują zadań, dzięki którym będą mogli rozwijać to, czego jeszcze nie umieją. Oznacza to, że w takich zadaniach mogą pojawić się błędy. Nauczyciel nie musi ich poprawiać. Są one dla niego wskazówką, co należy jeszcze uczniom wyjaśnić i jakie zadania zaplanować na kolejne dni.

Nasze przywiązanie do poprawiania błędów jest jednak dość silne. Gdyby poprawianie błędów przez nauczyciela, przekładało się na postępy w nauce, to byłoby pięknie i wszyscy wszystko by umieli. Problem w tym, że człowiek uczy się jedynie wtedy, gdy sam nad czymś pracuje, gdy podejmuje próby zrobienia czegoś, czego jeszcze nie umie, gdy się myli i zaczyna jeszcze raz. Jeśli więc uczniowie robią dużo błędów ortograficznych, to powinni dostać zadania, które umożliwią im pracę nad trudnościami ortograficznymi. Jeśli będą tworzyć plakat, lapbooki czy własne zadania, wtedy jest szansa na to, że się nauczą.

Podsumowując – dbajmy o dobre, wspierające relacje. Zarówno te w domu, jak również te z rówieśnikami i innymi osobami, z którymi dziecko ma kontakt. To właśnie dobre, wspierające relacje są fundamentem efektywnej nauki. Proponujmy dziecku ciekawe zadania, do których podejdzie z pasją. Zadbajmy o to, żeby miały odpowiednio dużo ruchu, szczególnie na świeżym powietrzu i żeby nie siedziały zbyt długo przed komputerem. I obserwujmy, jakie mają predyspozycje i w którą stronę je ciągnie. Wtedy będziemy mogli stworzyć im warunki do rozwijania ich indywidualnych zdolności i talentów. I pamiętajmy, że dzieci nie urodziły się po to, żeby spełniać nasze marzenia, ale po to, żeby żyć swoim życiem i rozwijać swoje talenty. A największe szanse na szczęśliwe życie ma człowiek, który może robić to, do czego został stworzony.

Przeczytaj także: Jak rozpocząć edukację domową?

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała: Karolina Wojtaś

Zdjęcie główne: Katarzyna Będzińska

Zdjęcie drugie: Michał Baranowski

Zobacz więcej

artykuł
  • Ewa Moskalik - Pieper
  • 8 MIN. CZYTANIA
artykuł
  • Redakcja portalu Mamo Pracuj
  • 9 MIN. CZYTANIA
artykuł
  • Anna Łabno - Kucharska
  • 3 MIN. CZYTANIA
artykuł
  • Alicja Zielińska
  • 6 MIN. CZYTANIA
artykuł
śniadaniówka do szkoły
  • Redakcja portalu Mamo Pracuj
  • 8 MIN. CZYTANIA
artykuł
ciąża kwas foliowy
  • Dominika Kamińska
  • 6 MIN. CZYTANIA
artykuł
  • Alicja Zielińska
  • 3 MIN. CZYTANIA

+3 tys. mam w newsletterze

© Mamopracuj 2024

Skip to content