ZAINSPIRUJ SIĘ
Od magazynu w szafie do własnej produkcji chust, czyli historia powstania LennyLamb
- Joanna Gotfryd
- 29 lipca 2018
- 13 MIN. CZYTANIA
Asiu, LennyLamb, firma którą prowadzisz, w tym roku świętuje 10 lecie. Jesteście ekspertami od noszenia dzieci. Jak to wszystko się zaczęło, skąd wziął się pomysł, żeby szyć chusty i nosidełka?
Wszystko zaczęło się, oczywiście od naszego pierwszego dziecka Franka, który od urodzenia zupełnie nie tolerował wózka. Było to dla mnie bardzo trudne doświadczenie, ponieważ sama jestem bardzo aktywną osobą, której bardzo trudno jest usiedzieć w jednym miejscu, a nasze pierwsze majowe spacery często okazywały się katastrofą.
Czasem nie byłam w stanie minąć bloku, żeby nie musieć szybko wracać z syreną alarmową. Innym razem bywało gorzej, ponieważ spacer szedł nadzwyczaj dobrze i udało mi się dotrzeć całkiem daleko, więc powrót z krzyczącym niemowlakiem na ręku i wózkiem był dużo trudniejszy 🙂
Nie było to łatwe doświadczenie, ponieważ mieszkałam wtedy w zupełnie obcym dla mnie mieście. Z pomocą przyszła koleżanka, która opowiedziała mi o chustach. Zakup chusty w 2007 roku nie był wcale prostym zadaniem. Pierwszą chustę wycięłam więc z płótna, które znalazłam w szafie mamy. Mimo wielu swoich niedoskonałości pozwoliła mi sprawdzić czy to rozwiązanie jest dla nas.
Pamiętam ten moment, w którym poczułam ciepło dziecka i ogromną radość, które dało mi to rozwiązanie. Poczułam jakby dziecko w końcu znalazło się na odpowiednim miejscu, wtulone we mnie, nie ograniczało zupełnie mojej wolności. To była miłość od pierwszego spotkania.
Potem było już tylko lepiej. Cudowne długie spacery, wycieczki, ale przede wszystkim spotkania z innymi chustującymi mamami. Bardzo dobrze wspominam tamten okres. Ale pamiętam również, że myślałam już o powrocie do pracy i o tym jak tego uniknąć.
Przełom przyszedł kiedy nie mogłam kupić chusty i nosidełka. Czas oczekiwania – 4 m-ce skutecznie mnie przekonał, że tak być nie może 🙂 To przecież nie może być takie trudne… okazało się, że łatwe też nie było, ale 9 miesięcy od pierwszych pomysłów ruszyła sprzedaż, a w ofercie miałam 3 rodzaje produktów: chusty tkane, chusty elastyczne i nosidełka Mei-Tai. Wszystko przygotowywane z dzieckiem na ręku 🙂 No i ruszyliśmy …
Do tworzenia firmy zaprosiłaś Twojego męża Michała, siostrę Kasię i szwagra Piotra – to niesamowite jak Wasze talenty przyczyniły się do rozwoju firmy, opowiedz proszę o tym, kto się czym zajmuje.
Pewnie bez pracy zespołowej to by się nie udało. Samo przygotowanie produktu od strony formalnej, dokumentacja, wizualizacja, strona internetowa, były na tyle czasochłonne, że ważne było dla mnie, że część pracy operacyjnej mogę oddać w zaufane ręce. Z założenia chciałam mieć czas dla rodziny.
Dzisiaj nasza praca wygląda zupełnie inaczej, ponieważ mamy rozbudowane zespoły osób odpowiedzialnych za poszczególne tematy. Nadal jednak odpowiadamy za obszary, w których byliśmy od początku.
Ja trzymam pieczę nad sprzedażą i marketingiem. Michał rozwija IT, jest odpowiedzialny za księgowość oraz logistykę. Kasia ogarnia wprowadzanie produktu na rynek oraz wspiera dział HR. Piotr to człowiek czynu – odpowiada za całą produkcję. Cały czas staramy się jednak wspólnie wspierać w tych działaniach.
Na początku mieszkaliście w Warszawie, a chusty LennyLamb były szyte przez zewnętrzną firmę. Z czasem coraz bardziej przejmowaliście produkcję, przenosząc firmę i Waszą rodzinę do Twojej rodzinnej miejscowości Kłudzice. Uruchomiliście szwalnie, później własne tkalnie, zwiększaliście zatrudnienie – czy nie towarzyszył Wam lęk przed podejmowaniem takich decyzji, inwestycjami?
Jak większość, zaczynaliśmy od zera, wszystko podzlecaliśmy, podręczny magazyn miałam w swojej szafie w mieszkaniu, a zapasy w piwnicy u rodziców… Wszystkie decyzje podejmowaliśmy pod presją chwili. Czy się baliśmy? Trudne pytanie 🙂
Z perspektywy czasu pamiętam raczej ogromny entuzjazm przed nowym wyzwaniem. Mamy takie powiedzonko, które się ukuło na podsumowanie wszelkich debat, kiedyś padło przez pomyłkę i tak już zostało: “kto nie ryzykuje ten nic nie traci“.
Firmę rozwijaliśmy organicznie, dokładając kolejny klocek właśnie wtedy kiedy był potrzebny i nigdy nie postrzegaliśmy tego jako zagrożenia, ale jako szansę na dalszy rozwój. Decyzje podejmowaliśmy raczej szybko i ochoczo i bez większego lęku – oczywiście mogę mówić za siebie, ale tak to pamiętam.
Na pewno trudne chwile przychodziły, kiedy trzeba było zmierzyć się z konsekwencjami tych decyzji: przedłużająca się budowa, problemy z wykonawcami, kolejne kontrole urzędów, o których do tej pory nie mieliśmy pojęcia, czy przedłużająca się instalacja nowej maszyny, która wymagała ciągłego nadzoru i niemal spania w nowopowstającej tkalni. Dzisiaj, kiedy w firmie mamy raczej ustabilizowaną sytuację, nieco brakuje mi takich emocji 🙂
LennyLamb to nie tylko różnorodne chusty do noszenia dzieci, ale też nosidełka, odzież dziecięca, odzież do noszenia dzieci, akcesoria i mnóstwo innych pięknych produktów. Kto stoi za tymi produktami, kto je wymyśla i projektuje?
Pomysłów to my mamy baaaardzo dużo, a najwięcej tych jeszcze nie zrealizowanych. Na początku do oferty LennyLamb trafiły wszystkie te produkty, które sama bardzo chciałam mieć, z czasem zaczęliśmy też słuchać naszych klientów, którzy co chwilę podrzucają nam pomysły lub proszą o jakieś rozwiązania.
Opracowanie produktu przed wprowadzeniem na rynek to bardzo ciężka, czasem kilkumiesięczna praca, którą na początku wykonywaliśmy sami w oparciu o specjalistów. Dzisiaj mamy do tego zadania kilkuosobowy zespół projektowy, który wykonuje całą pracę kreatywną i realizuje te wszystkie pomysły.
Macie też w ofercie setki przepięknych wzorów (i wspaniałych fotografii na Facebooku) – kto tworzy najpiękniejsze wzory w LennyLamb?
To tak jak z innymi projektami, od zawsze to praca zespołowa. Na początku przeglądaliśmy czeluście internetu lub szukaliśmy inspiracji w codziennym życiu. Tak na przykład powstał jeden z pierwszych, bardzo popularnych pasiaków Luna, która była zainspirowana naszyjnikiem Kasi.
Dzisiaj praca wygląda podobnie, kilkuosobowy zespół złożony z grafików, marketerów i sprzedawców spotyka się raz w tygodniu wymieniając pomysły i opinie, wybierając przędze, wzory i kolory. Czasem dzielimy się naszymi i wątpliwościami i radościami na grupie LennyLamb Polska. Zapraszamy, można naszą pracę podglądać na bieżąco i też być częścią zespołu projektowego choćby przez chwilę.
Dobre zdjęcia były dla nas zawsze bardzo ważne. Przez wiele lat głównym fotografem był Michał, czasem bywałam ja. Do tej pory na stronie są nasze zdjęcia. Potem współpracowaliśmy z kilkoma bardzo dobrymi fotografami z całej Polski np. Zuzanną Karettą, Adamem Rogala, Olą Kościaniuk. Dzisiaj naszym głównym fotografem jest Paweł Nawrocki – nasz mistrz fotografii 🙂 bardzo pracowity i niesamowicie zdolny magister sztuki.
A czy Ty masz swój ulubiony wzór tkaniny?
Zdecydowanie. Uwielbiam chustę o nazwie “Na krańcu świata”. Bardzo mało tych chust powstało, wiec ciągle jest to unikat. W powstawanie jej mocno zaangażowany był mój mąż Michał. Najpiękniej o niej pisze na swoim blogu „W podróży przez życie” Danusia: „chusta ta jest swego rodzaju dziełem sztuki, a mianowicie reprodukcją ryciny, która pojawiła się w książce Flammariona L’atmosphère: météorologie populaire. Jej autor i czas powstania nie są dokładnie znane, być może jest to dzieło artysty niemieckiego renesansu. Przedstawia człowieka przekraczającego horyzont, odkrywającego nowe światy, tego, któremu dane było poznać i ziemię, i niebo…”
Dla mnie to bardzo symboliczny obraz człowieka, który wychodzi ze swojej strefy komfortu, sięga dalej, chce więcej, dla którego nie ma horyzontu, a nawet jeśli jest to zawsze da się coś z tym zrobić… taka właśnie chciałabym być 🙂
Piękny wzór! Czy uszyjecie z niego też coś dla dorosłych?
Pomyślimy o tym 🙂
Chciałam Cię też zapytać o to, jak sobie poradziliście z sytuacją, kiedy odkryliście nieprawidłowości na produkcji i zdecydowaliście się wycofać dużą partię nosidełek.
To był bardzo trudny czas dla mnie. Nie opowiadaliśmy jeszcze publicznie tej historii. Zdecydowałam, że opowiem o niej na najbliższej Konferencji Noszenia we wrześniu w Poznaniu, więc tutaj zrobię krótki wstęp. Będę mówić ze swojej perspektywy, bo byłam wtedy mocno w to wszystko zaangażowana.
Chciałabym zacząć od tego, że wiele osób z naszego otoczenia, nawet z firmy do dzisiaj nie rozumie decyzji o wycofaniu nosidełek. Muszę tu wyjaśnić, że proces wycofania nie był wymuszony przez żadną instytucję czy choćby klientów, decyzja była podjęta przez nas w przeciągu kilku dni od pierwszych sygnałów, że nosidełka mogły zostać wykonane niezgodnie z procedurą.
Historia jest bardzo długa, proces wycofania trwał kilka miesięcy, procedury urzędowe, które trzeba było przejść w kilku krajach przysporzyły mi wielu siwych włosów. Myślę, że na opowieść o tej historii możemy się umówić innym razem. Dzisiaj tylko powiem krótko, że wtedy w lipcu 2016 roku myślałam, że to zupełnie rozłoży firmę.
Byłam świadoma kosztów wycofania, ale świadomość, że nosidełko, które dostanie mama i jej dziecko, może nie być bezpieczne, nie pozwoliła mi wtedy podjąć innej decyzji. Wszyscy mieliśmy podobne zdanie. W trakcie przeprowadzaliśmy badania na wycofanych nosidłach okazało się, że ogromna większość nie stanowiła żadnego zagrożenia, i może być tak, że nie spełniały norm tylko te dwa, które mieliśmy w rękach (na 2000 nosideł).
Czasem słyszę teksty, że producent powie wszystko, żeby sprzedać… być może są i tacy. Ja mam czyste sumienie, bo dla mnie bezpieczeństwo dzieci i zaufanie, którym obdarzają mnie rodzice kupując nasze produkty jest bezcenne, a nawet jest warte konkretne pieniądze, jeśli by podsumować wszystkie koszty wycofania.
Jedni mówią kryzys, a Chińczycy mówią: szansa. Jak sobie poradziliście z tą sytuacją i czego Was ona nauczyła?
Nie wiem jak to się stało, ale mimo bardzo widocznych zmian na dotychczasowych rynkach jak USA czy Kanada, gdzie faktycznie mieliśmy zauważalny spadek sprzedaży, firma wyszła z kryzysu obronną ręką. Hitem okazały się bluzy do noszenia, które podbudowały budżet, wzrost sprzedaży zanotowaliśmy przykładowo w Europie i mimo wszystko świętujemy w tym roku dziesięciolecie i mamy się dobrze, więc może tak, Chińczycy mogą mieć rację.
Czego nas ta sytuacja nauczyła? Na pewno dużo zmieniła we mnie, w tym jak podchodzę do pracy i do ludzi. W firmie zmieniłam procedury, które i tak były, jak nam się wydawało bardzo szczegółowe. Już wiemy, że nie wystarczy przekazać instrukcję szycia w stylu: ten pasek wszywamy na wysokości 5 cm szwem takim i takim. Dziś staramy się tak przygotować proces, żeby nie dało się zrobić inaczej i staramy się trzymać zasady: jeśli czegoś nie możesz sprawdzić, to znaczy, że tego nie ma – czyli zaostrzamy procedury na kontroli jakości.
Asiu, niedawno po raz czwarty zostałaś mamą. Franek i bliźniaczki Hania i Ewa, Twoi pierwsi „testerzy” chust i nosidełek już dawno z nich wyrośli, teraz testują ubranka dla dzieci, a w chusty LennyLamb dzielnie daje się zawijać najmłodszy Szymon. Jakie masz patenty na work-life-balance i zarządzanie dużą firmą i dużą rodziną?
Myślałam, że czwarte dziecko nie wpłynie szczególnie na codzienną organizację, niestety jest inaczej i nie jestem przekonana, że moje życie jest przepełnione harmonią. Cały czas nad tym pracuję 🙂
Nasze dzieci to może nie testerzy, tylko pierwsi rozkochani w chustach czy nosidłach użytkownicy 🙂
Na pewno jest kilka zasad, które bardzo pomagają, a których realizacja wcale nie przyszła mi łatwo.
Jedna z nich to – nie mogę i nie muszę być wszędzie – jest to cały czas trudne, bo jednak czasem chcę być nawet tam gdzie nie mogę ;), ale takie odpuszczenie, że mogę oddelegować nawet ważną rzecz lub po prostu odpuścić, bardzo mi pomaga.
Każdego dnia ustalam sobie w swojej głowie priorytety, które są ważne i do zrealizowania. Staram się dbać w tym wszystkim o dzieci i również o siebie, co chyba jest najtrudniejsze, ale dzisiaj na pewno lepiej to wygląda niż kilka lat temu.
Pomaga mi również fakt, że mieszkamy bardzo blisko firmy i mogę swobodnie dzielić obowiązki między pracą a domem i być tam gdzie jestem w danym momencie bardziej potrzebna.
Bez delegowania zadań, szczególnie tych najprostszych, już od dawna nie wyobrażam sobie funkcjonowania. Mam wokół siebie również wspaniałych ludzi, bez których pogodzenie tego wszystkiego nie byłoby możliwe, z którymi dzielę ogarnianie dzieci i domu. Mąż, moi rodzice, również Kasia i Piotr – nasze dzieci, chodzą do tej samej szkoły, więc często wymieniamy się obowiązkami.
Gratulując Wam dziesięciolecia, zapytam jeszcze czy kiedykolwiek wyobrażałaś sobie, że Wasza firma tak bardzo się rozrośnie, czy marzyłaś o tym?
Projekt przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Z wykształcenia jestem farmaceutką. Firma miała być tak na chwilę, na ten czas kiedy bardziej jestem potrzebna dzieciom. Ponieważ nie umiem usiedzieć na miejscu potrzebowałam dodatkowego zajęcia, które będzie odskocznią… odskoczyłam, dużo dalej. Czasem zastanawiam się nawet jak to się stało 🙂
Na koniec zapytam Cię o Wasze plany na przyszłość, bo na pewno coś ciekawego planujecie?
Oj planujemy! Pewnie! Codziennie mamy po 3 pomysły na głowę 🙂 i nie wiemy tylko, który realizować. Ale tak na poważnie, to naszym zadaniem na kolejne 10 lat jest umacnianie marki i zdobywanie nowych rynków. Dużo jeszcze w tym temacie mamy do zrobienia. Na pewno nie chcę napinać planów, podoba mi się ta równowaga pomiędzy pracą, a czasem dla rodziny 🙂
Dziękuję Ci za rozmowę i życzę Wam kolejnych sukcesów – i rodzinnych i zawodowych.
Zdjęcia: Materiały prasowe LennyLamb i archiwum prywatne