ZAINSPIRUJ SIĘ
High Need Baby i mama w pracy. Jak to jest być rodzicem dziecka z wysokimi potrzebami?
- Klaudia Urban
- 15 października 2021
- 10 MIN. CZYTANIA
Iwono, bardzo się cieszę, że możemy dzisiaj porozmawiać. High Need Baby, czyli dziecko z wysokimi potrzebami. Kiedy pierwszy raz usłyszałaś ten termin?
Z terminem tym spotkałam się jakieś półtora roku temu, kiedy przygotowywałam się na narodziny mojego trzeciego dziecka. Natknęłam się w Internecie na artykuł opisujący High Need Baby. Czytając, czułam się jakby ktoś opisał mojego najstarszego syna. Szkoda, że tak późno mogłam dowiedzieć się, jak wiele jest takich dzieci. Oraz, że ich zachowanie nie jest niczym nienormalnym, a wokół jest pełno rodziców, którzy mierzą się z podobnymi wyzwaniami.
Po czym można poznać, że mamy dziecko, które jest właśnie High Need Baby? Z pewnością da się to usłyszeć wyraźnie już od pierwszych tygodni życia!
Oj tak. Nawet od pierwszych chwil życia, ponieważ mój syn zaczął krzyczeć zaraz po porodzie i tak mu już zostało na długie miesiące. 🙂 A inne oznaki High Need Baby? Brak snu – syn spał bardzo krótko i tylko na rękach. Ucinał sobie szybkie drzemki i był znów na najwyższych obrotach, w przeciwieństwie do mnie. Nie chciał być brany na ręce przez inne osoby, nawet przez swojego tatę. Praktycznie nie odrywał się od piersi. Domagał się ciągłej uwagi. Samotne wyjście do toalety, wzięcie prysznica bez krzyku za drzwiami to było coś nieosiągalnego wtedy. Z pierwszych miesięcy najbardziej pamiętam właśnie krzyk. Nigdy nie było wiadomo co go spowoduje i jak długo będzie trwał. To było bardzo trudne doświadczenie.
Co wtedy było dla Ciebie wsparciem? Dopiero oswajałaś się z nową rzeczywistością jako młoda mama wymagającego dziecka.
Zawsze mogłam liczyć na wsparcie moich rodziców, zwłaszcza mamy. Ona rozumiała rozterki młodej matki choć męczyło ją, że nie mogła mi pomóc przy dziecku, bo jego zachowanie nawet dla niej było zaskoczeniem. Mąż również starał się jak mógł sprostać nowej rzeczywistości, ale wiem, że był to także dla niego trudny czas. Pojawienie się na świecie dziecka wywraca życie do góry nogami, a gdy to dziecko jest High Need Baby, to już w ogóle nie zostaje nic z dotychczasowego życia.
Paradoksalnie, kiedy czeka się na narodziny dziecka – zwłaszcza pierwszego – to dostrzega się tylko uśmiechnięte bobasy radośnie gaworzące sobie w wózku albo śpiące słodko w łóżeczkach. Myślimy, że niedługo my będziemy cieszyć się z takich maluchów. A tutaj na świecie pojawia się HNB, który zamiast uśmiechu wykrzywia buzię do krzyku. Zamiast spokojnego snu jest godzinne lulanie na rękach i turbodrzemka. Dla świeżo upieczonych rodziców to duży szok i wyzwanie, które wpływa na całą rodzinę, a najbardziej na związek.
Przeczytaj także: Kryzys macierzyństwa – czy mama powinna pracować?
Ale wracając do pytania, brakowało mi wsparcia z zewnątrz. Gdyby te 9 lat temu, gdy urodził się mój syn, ktoś (np. położna środowiskowa, pediatra) wspomniał kim są dzieci HNB, na pewno byłoby mi łatwiej. A tak męczyłam się i ja, i dziecko. Gdy żaliłam się pediatrze, że dziecko ciągle płacze i nie śpi usłyszałam, że to na pewno kolki. Gdy nic się nie zmieniało stwierdzono, że to była wina mojej diety. Był czas, gdy żywiłam się samym ryżem i gotowaną marchewką, bo wmawiano mi, że dziecko cierpi przez to co jem.
I porady ludzi typu: „nauczyłaś nosić to masz”, „zrobiłaś z siebie dojarkę, dziecko powinno być przystawiane co 3 godziny”, i inne „dobre” rady, które jeszcze bardziej dołowały zamiast pocieszać. Najgorsza w tamtym czasie była myśl, że nie powinnam być matką. Że się na matkę nie nadaję, skoro moje dziecko płacze, a ja nie wiem co mu jest. Krzyczy, więc cierpi, a ja nie potrafię ukoić jego krzyku.
Myślałaś o momencie, w którym wrócisz do pracy?
Tak. Opcja pozostania w domu w ogóle nie była przeze mnie brana pod uwagę. Choć przez to jaki był mój syn, bardzo się tego bałam.
Jak wyglądał Twój powrót do pracy? Co było największym wyzwaniem, a co pomocą i wsparciem? Skąd brałaś siły?
Miałam to szczęście, że mogłam synka zostawić pod opieką moich rodziców. Było to duże ułatwienie i najlepsze wyjście dla mojego dziecka, ale dla mnie też dodatkowe obciążenie psychiczne. Wiedziałam, że Staś będzie miał świetna opiekę, będzie otoczony wielką miłością. Jednak miałam też świadomość, że to duże obciążenie dla moich rodziców. Wtedy byli już po sześćdziesiątce, a syn był przecież High Need Baby. Pierwsze dni powrotu do pracy kojarzą mi się ze strachem i wyrzutami sumienia – że zostawiam swoje dziecko i kładę na barki swoich rodziców ogromny ciężar.
Należy dodać, że te 9 lat temu urlop macierzyński trwał tylko pół roku. Mój syn nadal nie spał wtedy w nocy, więc skupienie się na pracy to było wyzwanie. 🙂 Na szczęście przy permanentnym niespaniu organizm przestawia się i umie sobie z tym jakoś radzić.
Przeczytaj także: Silna mama to silne społeczeństwo – rozmowa z mamą 4 dorosłych córek i syna
Takie powroty do pracy przeżyłam jeszcze dwa. Uważam, że najtrudniejszy był drugi mój powrót, ponieważ był to wrzesień i mój starszy syn szedł do przedszkola, młodszy do żłobka, a ja wracałam do pracy. Bardzo się bałam jak sobie moje HNB poradzi w przedszkolu w grupie rówieśniczej i rzeczywiście nie było łatwo. Na szczęście trafił na nauczycielki wychowania przedszkolnego, które zaakceptowały go takim jakim był, ale zrobiły też kawał roboty, aby naprowadzić go na właściwe tory funkcjonowania w grupie. Młodszy syn w żłobku zaaklimatyzował się lepiej niż starszy w przedszkolu, ale młodszy syn nie jest HNB, więc to dwie różne bajki.
Uważam, że największym wyzwaniem, gdy mama wraca do pracy jest poradzenie sobie z naszymi matczynymi lękami.
Boimy się, jak sobie nasze dzieci bez nas poradzą, mamy wyrzuty sumienia, że zostawiamy dziecko. Obawiamy się, że wpłynie to negatywnie na jego rozwój, że zabraknie między nami bliskości. A tymczasem okazuje się, że dzieci bez nas sobie całkiem dobrze radzą, stają się bardziej samodzielne. W grupie funkcjonują świetnie i lepiej się rozwijają! I kiedy dostrzeżemy te pozytywy, gdy zobaczymy, że to działa, że życie da się zorganizować na nowo i nikt na tym nie ucierpi, to nas napędza do dalszego działania i daje wielkiego powera.
Teraz jesteś pracującą mamą trójki dzieci. Gratuluję, bo wiem jakie to wyzwanie! W jaki sposób organizujesz swój dzień? Masz swoje sprawdzone metody i sposoby na opanowanie codzienności, którymi możesz się z nami podzielić?
Od razu powiem, że ogarnięcie domu, pracy i trójki dzieci to naprawdę jazda bez trzymanki. Przygotowanie się rano do wyjścia do pracy, gdy do obudzenia, nakarmienia i przygotowania do wyjścia jest trójka szkrabów, to wyzwanie. I jeszcze trzeba rozwiązać największe problemy świata takie jak: ja się nie wyspałem, więc dziś nie wstaję, ta skarpetka jest za ciasna! A gdy już wszyscy są gotowi do wyjścia – pełna pielucha najmłodszej latorośli. 😉
Ale tak na serio, to
przy trójce dzieci nigdy nie wiadomo co się wydarzy i co nas zaskoczy. Więc żeby zminimalizować takie nieoczekiwane sytuacje i stres z nim związany, uważam, że kluczowe jest planowanie. Zaplanować co się da i trzymać się tego planu. Nie zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę.
Ogromnie ważna jest też współpraca między rodzicami. Ja rozwożę rano dzieci do szkoły, przedszkola, żłobka i ich z nich odbieram. Mój mąż popołudniami wozi starszaki na treningi i robi zakupy. Ja w tym czasie zostaję w domu z córką i ogarniam mieszkanie, gotuję, piorę. Mam to szczęście, że mąż bardzo mnie wspiera, zajmuje się dziećmi, jest świetnym tatą i ma z nimi fajne relacje. Gdyby nie jego zaangażowanie, nie wiem czy udałoby mi się pogodzić pracę z prowadzeniem domu i opieką nad dziećmi.
Przeczytaj także: „A Twoja żona nie może?” – czyli stereotypy z jakimi mierzą się rodzice okiem taty
Ważne są też dla nas wspólne posiłki, zwłaszcza kolacje. Wtedy tłumaczymy dzieciom, jak będzie wyglądał kolejny dzień, jakie mamy plany, co będzie ważne i jaki będzie ich udział w tym wszystkim. Włączamy ich w ten sposób w opanowanie codzienności. Wiedzą na przykład, że w danym dniu jest mało czasu między powrotem ze szkoły a treningiem, więc muszą się spiąć, aby w tym krótkim czasie odrobić lekcje.
Należy tutaj także podkreślić rolę pracodawcy. Mój pracodawca umożliwia mi pogodzenie roli matki i pracownika. Pozwala mi elastycznie ustalać swój czas pracy, jest wyrozumiały, gdy pojawiają się sytuacje nagłe, jak na przykład choroba dziecka. Jestem za to bardzo wdzięczna, a jedyne jak mogę się za to odwdzięczyć, to jak najlepiej wykonywać swoją pracę. Więc korzyść jest obopólna.
Co według Ciebie, możemy zrobić, by wesprzeć rodziców dzieci z wysokimi potrzebami?
Przede wszystkim mówić o tym, że takie dzieci są i jakie potrzeby mają. Mówić o tym, że mamy opiekujące się High Need Baby, mają prawo być zmęczone lub zdenerwowane. Powinno być ogólnodostępne wsparcie dla rodziców, jak np. pomoc psychologa, gdy rodzice nie mogą poradzić sobie z problemami, gdy czują, że to wszystko ich przerasta.
A gdy nie mamy doświadczenia z dziećmi HNB, to nie oceniać rodziców, nie porównywać dzieci, nie przyklejać „łatek”. Sama pamiętam, jak byłam młoda i nie miałam jeszcze dzieci, gdy widziałam krzyczące dziecko w sklepie czy na ulicy z politowaniem patrzyłam na taką matkę i myślałam, że to jej wina. Dzisiaj się tego wstydzę, ale potrafię się do tego przyznać. Wejście w nową rolę i zdobycie doświadczeń, często trudnych doświadczeń, zmienia perspektywę.
Na koniec, co powiedziałbyś wszystkim mamie, które marzy o tym, by wrócić do pracy?
Do dzieła! Strach ma wielkie oczy, ale kobiety mają ogromną siłę. Jeśli Twoim marzeniem jest powrót do pracy, to trzeba to marzenie zrealizować. Po to aby być szczęśliwą, mieć poczucie spełnienia. Dla siebie, dla dziecka, dla rodziny. Bo szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. Jeśli pomyślisz o sobie i chcesz się spełnić zawodowo, nie oznacza, że jesteś złą mamą. Wręcz przeciwnie! Jesteś supermamą!
Dziękuję za rozmowę!
Zdjęcia: prywatne archiwum Iwony