ZAINSPIRUJ SIĘ
Nie dajmy się zwariować – Izabella Frączyk
- Redakcja portalu Mamo Pracuj
- 27 marca 2014
- 9 MIN. CZYTANIA
Autorka poczytnych książek, mama bliźniaczek, kobieta czerpiąca z życia garściami i mająca wiele pasji. Jak zostaje się pisarką mając za sobą karierę w korporacji? Inspirujący wywiad z Izabellą Frączyk. Do wygrania mamy 3 komplety książek pani Izabelli z autografem autorki!
Pani Izabello, jest Pani mamą dwunastoletnich bliźniaczek, Ali i Zuzi oraz bardzo aktywną kobietą. Pisarstwo, fitness, quad, motocykl, narty, snowboard…
…pieseczek, koteczek, ogródek, pranie, gotowanie, prasowanie, remonty, cały dom na głowie. Tabliczka mnożenia, ułamki dziesiętne, historia odkryć geograficznych i codziennie jakiś niespodziewany szkolny „kwiatek”. Właśnie wróciłam z Castoramy z gipsem i siatką Rabitza. Lepimy na przyrodę jaskinię krasową z gipsu. Oczywiście obowiązkowe wszystkie stalaktyty, stalagmity i inne stala-cośtam. Czasem to, co się wokół mnie dzieje zakrawa na jakiś obłęd, ale ja uwielbiam wszelki ruch i improwizację.
Ogromnie mi miło gościć na łamach tak prężnie działającego portalu dla aktywnych mam. Witam Państwa serdecznie
Wcześniej pracowała Pani w korporacji – czym się Pani tam zajmowała i dlaczego zdecydowała się Pani odejść?
Po studiach przez kilkanaście lat pracowałam dla dużych firm. Zajmowałam się głównie zarządzaniem działami handlowymi. Również ich tworzeniem. Prawdziwa bizneswoman w kombi z kratką, granatowym kostiumiku i szpilkach. Tamte lata obfitowały w nowe, ciekawe wyzwania, więc dość szybko zaczęłam piąć się wzwyż. Paradoksalnie, gdy w końcu znalazłam się na samym czubku firmowych struktur, kariera przestała mnie interesować. W tamtym czasie przyszły na świat moje córki, trzeba było w końcu wyhamować ten rozpędzony bolid. Co prawda jestem domatorką i kocham nad życie moją rodzinę, to do urobionej po łokcie matki Polki bardzo mi daleko (śmiech).
Doskonale wiedziałam, że nie wytrzymam zbyt długo zakopana w pieluchy i kaszki, więc otworzyłam własną firmę konsultingową świadczącą usługi dla małych i średnich firm. To dało mi wiele swobody. Pracowałam kiedy chciałam i mogłam. Z jednej strony wszystko w domu było zapięte na ostatni guzik, z drugiej, nigdy nie odczułam, że czegoś muszę się wyrzec. W końcu posiadanie dzieci, to normalna sprawa i nie widziałam w związku z tym powodu, dla którego trzeba by było cokolwiek poświęcać. Po prostu w pewnej chwili zmieniały się uwarunkowania i należało się do nich dopasować. Ot, inny etap wtajemniczenia. Z perspektywy tych kilkunastu lat wydaje mi się, że w tamtym czasie udało mi się połączyć ogień z wodą, choć nie wiem jakim cudem tego dokonałam (śmiech) I wtedy jeszcze wcale nie myślałam o pisaniu.
Skąd wziął się zatem pomysł na pisanie książek?
Zazwyczaj takie rzeczy są dziełem przypadku. Również i tu pomysł pojawił się niespodziewanie i był na tyle śmiały, że początkowo bałam się o nim komukolwiek powiedzieć. Koniecznie chciałam przelać na papier kilka zabawnych urlopowych historii, których byłam świadkiem. Dodatkowo oliwy do ognia dolały przygody mojego psa regularnie opisywane na jednym z internetowych forów. Po kilku wpisach moje zwariowane psisko dorobiło się całkiem sporego grona wielbicieli, a ja wiernych czytaczy, którzy ciągle sugerowali bym w końcu napisała coś „na poważnie”. W końcu nie wytrzymałam i w gronie znajomych zapytałam, co o tym sądzą. Po chwili wymownej ciszy przyklasnęli z entuzjazmem pewni, że nic z tego nie wyniknie. Ja wiedziałam swoje. Tak właśnie zaczęła się historia Klary- bohaterki mojej pierwszej powieści. Później posypały się inne.
O czym jest najnowsza, czwarta Pani powieść pt: Koniec świata, która właśnie ukazała się na rynku?
To powieść obyczajowa, jak zwykle z głębokim ukłonem w stronę komedii. Przygody Marylki – młodej copywriterki, która podobnie jak spora część ludzkiej populacji ulega psychozie nakręconej przez zapowiadany przez Majów koniec świata. Bohaterka nie dość, że daje się ponieść emocjom, to jeszcze robi rzeczy, których w innych okolicznościach nigdy by nie zrobiła. W pewnej chwili do niej dociera, że ten ostatni tydzień przed 21 grudnia 2012 rzeczywiście może być jej ostatnim. Konsekwencje pojawią się później…
A skąd bierze Pani tematy do swoich powieści?
Nigdy nie mam pomysłu na książkę. Zawsze jest to pomysł na bohatera. Można to porównać do poznania nowej osoby. W tym momencie przysysam się do bohatera jak jakiś pasożyt i od tej chwili zaczynam żyć jego życiem. Później już książka pisze się sama, całkowicie przestaję panować nad akcją. Żyję życiem bohatera, a on towarzyszy mi w moim. Ciężko to racjonalnie wytłumaczyć i nie wyjść na wariata (śmiech)
Czy bycie pisarką to dochodowe zajęcie?
To trudne pytanie, bowiem rynek wydawniczy rządzi się swoimi prawami i niestety, ale autor ma na nim najmniej do powiedzenia. Nawet jeśli książka okaże się bestsellerem, a nazwisko autora zaczyna stanowić markę samą w sobie. Sytuacja poprawia się znacznie, gdy w obrocie pojawia się kilka tytułów. Cóż, moje książki są już na rynku od kilku lat, więc w końcu zaczęłam zarabiać na trochę lepsze „waciki”.
A jak wygląda Pani typowy dzień pracy?
Mój typowy dzień wygląda bardzo prozaicznie. Rano fitness, później sprawunki, gotowanie, sprzątanie i cały ten około domowy młyn. Całe szczęście dzieci są już duże i wożę je do szkoły wyłącznie w dni, kiedy leje jak z cebra, więc nie muszę już zrywać się o siódmej. Obiad. Później pomoc w matmie, przyrodzie, angielskim. Wieczorem chwila relaksu. Nie piszę codziennie. Napisanie jednej powieści zajmuje mi około trzy miesiące, ale również i wtedy nie mam możliwości by pisać cały czas. Jeśli wyrobię się wcześniej z codziennymi obowiązkami, piszę zanim dzieci wrócą ze szkoły. Zwykle pracuję wieczorami, jak w domu jest cisza i spokój. Jeśli akcja bardzo mnie wciągnie, piszę nawet z doskoku pomiędzy obieraniem ziemniaków, a mieszaniem gulaszu. Nigdy nie robię notatek. To czysta improwizacja. Na szczęścia mam dobrą pamięć i świetnych redaktorów…
Pani dziewczynki są już nastolatkami. Czy ze starszymi dziećmi jest łatwiej czy trudniej być pracującą mamą?
Jeszcze do niedawna myślałam, że im dzieci będą starsze, tym będę mieć więcej luzu i czasu dla siebie. Tymczasem się okazało, że cudowne czasy przedszkola minęły bezpowrotnie, a im dzieci są starsze, tym bardziej potrzebują mojej obecności, wsparcia i pomocy. Mają coraz więcej pytań i problemów, których nie można skwitować machnięciem ręki czy jednym zdaniem. Jestem tylko człowiekiem i nie jestem się w stanie rozdwoić, tak więc nawet nie myślę o powrocie na etat. Wolny zawód daje mi wolność i dyspozycyjność. Mam ważniejsze priorytety. Lubię to, co robię, a przy tym mam czyste sumienie, że w domu i w rodzinie wszystko gra.
Czy może nam Pani „sprzedać” jeden patent na bezkonfliktowe poranki kiedy wszyscy spieszą się do swoich obowiązków?
Od początku byłam w tej szczęśliwej sytuacji, że moje córki uwielbiały przedszkole, a ja – nie ukrywam – jestem śpiochem. Pierwszego dnia oznajmiłam, że jak mnie nie obudzą, to się spóźnią, a przecież spóźniać się nie wypada. Od tamtego dnia, praktycznie do dziś, poranki właściwie mnie nie dotyczą. Jeszcze w przedszkolu córki budziły mnie już ubrane i wyszykowane do wyjścia. Wystarczyło tylko wstać, wskoczyć w dres, zapakować towarzystwo do auta i zawieźć do przedszkola.
W temacie obowiązków, moje córki miały je już jako trzylatki . Na przykład łączenie wypranych skarpetek w pary, wieszanie drobnego prania, karmienie kota, wypuszczanie psa, ścielenie łóżka. Później doszły nieco bardziej ambitne zadania. W domu panuje ścisły podział obowiązków i choć daleko nam wszystkim do ideału, to w końcu wszyscy w nim mieszkamy i staramy się aby było jak najlepiej.
Dzieci inspirują i motywują do pracy, czy wręcz odwrotnie?
Nie ma się co oszukiwać, fakt posiadania dzieci z pewnością nieco komplikuje kwestie zawodowych wyzwań, ale też przy okazji wymusza lepszą organizację. Człowiek musi sobie w końcu odpowiedzieć na pytanie, co jest dla niego ważne, wziąć pod uwagę dobro wszystkich członków rodziny, do tego własne aspiracje i pragnienia. Jakimś cudem się w tym wszystkim odnaleźć i nie zbzikować. Uważam, że my, matki, jesteśmy na tyle istotnym ogniwem łączącym rodzinę, że również i dla siebie musimy robić coś dobrego i ważnego. Po prostu, nie dajmy się zwariować. Rodzina to cudowna rzecz, a nie jakiś dopust boży. Jak się chce, zorganizować można wszystko, przy okazji nie poświęcając niczego, co ważne. Gdy moje dzieci miały pół roku poszłam na studia podyplomowe. Drogie Mamy, jak się chce, wszystko się da.
Jakie ma Pani plany na kolejną powieść? O czym będzie?
Całkiem niedawno zaczęłam pisać następną powieść. Jeszcze nie ma tytułu, ale to opowieść o dwóch przyrodnich siostrach, które nie mając pojęcia o swoim istnieniu, spotykają się po latach, gdy są już dorosłe. Już wiem, że zderzenie ich dwóch odrębnych światów musi wywołać mnóstwo zabawnych nieporozumień. Z pewnością będzie się działo.
Korzystając z okazji miło mi poinformować, że gotowy już tytuł „Jak u siebie” właśnie niedawno trafił do planu wydawniczego. Na rynku ukaże się późną jesienią 2014.
Dziękuję za rozmowę.
Ja również serdecznie dziękuję.
Konkurs rozstrzygnięty!
Zwycięskie historie nadesłały do nas: Renata Marchionna, Beata Stramska i Ela Matusiak – gratulujemy!
Wszystkim biorącym udział w zabawie bardzo dziękujemy.
UWAGA KONKURS!
Mamy dla Was 3 komplety książek Pani Izabelli Frączyk, z autografem autorki:
Dostaną je te z Was, które w ciekawy sposób zaproponują i opiszą bohatera/bohaterkę kolejnej książki (kim jest, gdzie mieszka i z jakim życiowym wyzwaniem musi się zmierzyć). Forma wypowiedzi dowolna. Odpowiedzi konkursowe można zamieszczać w formie komentarza pod artykułem lub przysyłać mailem na adres [email protected]. Na Wasze odpowiedzi czekamy do 5 kwietnia. Zwyciężczynie zabawy wybierze sama Autorka!
Najnowszą książkę pani Izabelli Frączyk, pt. „Koniec świata” możecie kupić w promocyjnej cenie w księgarni Prószyński.
Nowość na rynku, w sprzedaży od 25 marca 2014!