ZAINSPIRUJ SIĘ
Życie jak maraton
Pawle, mieszkasz w Warszawie, pracujesz w firmie, która ma biuro w Łodzi. Czy znałeś wcześniej firmę Transition Technologies? I jak to się stało, że postanowiłeś tu aplikować?
Firmę matkę Transition Technologies S.A. (TT S.A.) znam od początku jej powstania. Stworzyli ją lata świetlne temu moi koledzy z Wydziału MEiL Politechniki Warszawskiej. Przez wiele lat śledziłem pobieżnie jej aktywność i nie zdawałem sobie sprawy z tak dynamicznego rozwoju, złożoności struktury i faktu istnienia TT S.A., jako odrębnej spółki.
Po turbulencjach w mojej poprzedniej firmie skontaktowałem się z TT – jako do jednej z kilku „zaprzyjaźnionych” firm – i wcale nie po tak krótkim czasie dostałem telefon z Łodzi. A potem, znowu po nie tak wcale krótkim czasie, podpisałem umowę.
Czym zajmujesz się w firmie?
Nazwa mojego stanowiska to Senior Business Development Manager. To jest bardziej elegancka nazwa sprzedawcy. Na tym stanowisku odpowiadam za JEDNEGO klienta – dużą międzynarodową korporację i koordynuję wszystkie kontakty z tą firmą. Buduję relacje z kolejnymi osobami w biurach na całym świecie i pozyskuję z tej firmy nowe projekty do realizacji. Klient niby jeden, ale przez swoją wielkość tak jakby kilku klientów w jednym. To jest duże wyzwanie, czyli to co lubię najbardziej.
Jak rozumiem, wyzwania Cię motywują. Natomiast, chcę skorzystać z tego, że masz ogromne doświadczenie w branży technologicznej. Jak z Twojej perspektywy zmieniała się ona na przestrzeni czasu?
Jestem w tej branży dinozaurem i szkoda miejsca na opis jak to wyglądało na początku. Całkowicie inaczej. Najkrócej rzecz ujmując: wraz z rozwojem branży nastąpił gwałtowny wzrost specjalizacji technicznych i menedżerskich. A tworzenie oprogramowania z tajemnej sztuki dla wybranych, stało się przemysłem produkującym aplikacje jakby taśmowo: szybko i w olbrzymiej ilości (jakość to inny temat).
Rozwój technologiczny pozwolił na działania, o których kiedyś nikomu się nie śniło. Jednocześnie podaż jest olbrzymia, konkurencja ostra choć jedno wydaje się niezmienne – ciągłe zmiany oraz wieczna potrzeba edukacji klientów.
W TT PSC pracujesz stosunkowo niedługo, ale chcę zapytać o programy, benefity czy wsparcie, które firma ma dla pracowników. Czy jest coś z czego korzystasz, a wcześniej nie spotkałeś się z tym rozwiązaniem?
Od wielu lat w branży IT, w Polsce – dość wymagającej z punktu widzenia pracodawcy ustalony jest pewien pakiet, można by powiedzieć, obowiązkowy, czyli opieka medyczna, laptop + telefon, współfinansowana karta sportowa. Przed pandemią był to jeszcze samochód służbowy.
To co jeszcze 15 lat temu było w ofercie zagranicznych firm jest teraz pewnym standardem także w polskich organizacjach. Jako osoba pamiętająca czasy bez absolutnie żadnych benefitów, doceniam je pewnie bardziej niż osoby nie znające innej rzeczywistości w tym zakresie.
Benefity, które spotkałem po raz pierwszy w TT PSC (co nie znaczy, że z nich korzystam) to lekcje języków obcych, możliwość konsultacji psychologicznej, starter pack dla dziecka – jako ojciec siedmiorga dzieci mógłbym zrujnować ten system :), rabaty na zakup samochodu, e-book legimi). Firma oferuje także wsparcie różnych aktywności swoich pracowników na zasadach indywidualnych.
Czy to oznacza, że firma wspiera Cię w Twojej pasji? Jesteś triathlonistą.
W pracy często słyszę słowa podziwu, ale też niedowierzania i zdziwienie oraz pytania z gatunku: czy nie lepiej iść na piwo? Firma wspiera mnie werbalnie i to jest bardzo ważne, ale również współfinansują kartę Multisport. Rozmawiamy także o dodatkowym wsparciu na przyszłość. Bardzo sobie cenię taką chęć pomocy.
To bardzo wymagający sport! Opowiesz coś więcej o tym? Jak zaczęła się ta przygoda?
Sportowcem wyczynowym byłem od 11 roku życia. Przez kilka lat sport był także istotnym źródłem moich dochodów. Mój organizm fizycznie i psychicznie wiedział co to jest ciężki, systematyczny trening. Od 24 roku życia wszystko koncentrowało się na rozrastającej się rodzinie i pracy zawodowej, i aż do 47 roku życia nie było przestrzeni na żadną aktywność fizyczną.
Stąd też i mnie dopadła nadwaga, zadyszki, marne samopoczucie, lekkie kłopoty zdrowotne, itp. Bardzo trudno było się ruszyć, ale po kilku podejściach udało się i od około 10 lat regularnie trenuję triathlon. Co to? To kombinacja pływania, jazdy rowerem na czas i biegania. Na dystansie 3,8 km pływania, 180 km roweru i 42 km biegu na ostatnich Mistrzostwach Świata zająłem 16-te miejsce. Ale stać mnie na więcej!
Gratulacje!
Dziękuję. Natomiast dla mnie znacznie ważniejsze jest to, że sport w ostatnich latach pomógł mi bardzo w przejściu poważnych kłopotów życiowych, szczególnie w sferze mentalnej. Można nawet powiedzieć, że trochę mnie uratował i dlatego jestem wielkim orędownikiem jakiekolwiek, dopasowanej indywidualnie do sytuacji, aktywności fizycznej.
Myślę, że wpływ sportu na nasze zdrowie i samopoczucie jest bezdyskusyjny. Niemniej, wymaga sporo czasu, szczególnie w takim wydaniu.
Sporo czasu to delikatnie powiedziane :). Ale to jest mój wybór i nikt mnie do tego nie zmusza. Mam duży dług wdzięczności wobec tzw. sportu. Mógłbym godzinami wymieniać jego pozytywny wpływ na zdrowie, samopoczucie i uwaga – na jakość pracy zawodowej.
Na pewno, ciekawi mnie jednak inna rzecz. Jak będąc ojcem 7 dzieci, łączysz i ojcostwo, i pracę i taką pasję?
Ile razy słyszę, że mam 7 dzieci to sam się szczypię, czy to jest prawda. Jest. Patrząc wstecz jestem zdziwiony, że to się udało, gdyż razem żoną wykonaliśmy gigantyczną pracę.
Sprawdź oferty pracy w Transition Technologies oraz profil firmy w Bazie Pracodawców Przyjaznych Rodzicom
Czy mogę się pokusić o założenie, że masz swój sprawdzony, męski patent na to połączenie?
Odpowiadając wprost na pytanie: mój patent to działanie: od rana do nocy, codziennie, raz lepiej raz gorzej, raz z dumą, raz z rozczarowaniem. W okresie, w którym dzieci były małe, nie było praktycznie mowy o pasji. To była wieloletnia orka z wieloma sukcesami i wieloma porażkami. Takim wiecznym rozdarciem, że za mało pracuję, że za mało poświęcam czasu dzieciom. Można powiedzieć, że to psychicznie ciężka sprawa. Zawsze można to było zrobić lepiej.
Przyznajesz jednak, że patrząc wstecz, to łączenie się udało. Może chodzi o to, by dać sobie zgodę na porażki, błędy; że my rodzice-tak matki jak i ojcowie mamy dylematy, gorsze dni i postawieni w tej samej sytuacji raz jeszcze wybralibyśmy inną opcję działania? Ale „tam i wtedy” wybieraliśmy najlepiej jak umieliśmy?
Możliwe. Zamiast okrągłych, choć prawdziwych, słów o ojcostwie, sile jaką dzieci dają i wspaniałości rodzin wielodzietnych chciałbym szczerze jedynie zasygnalizować, że bardzo często miewam wątpliwości czy rolę ojca wypełniałem i wypełniam dobrze.
Czy fakt, że byłem jedynym żywicielem rodziny nie był zbyt często usprawiedliwieniem dla braku atencji i cierpliwości po trudnych godzinach w pracy. Czy starczało mi sił (także fizycznych), by dać wszystkim dzieciom, tyle energii, ile było potrzeba. I czy z faktu, że dałem z siebie wszystko i w domu, i w pracy oznacza, że to wyszło dobrze – nie wiem.
Bardzo bliskie mi jest to zastanawianie się nad jakością własnego rodzicielstwa. Myślę, że wielu rodziców zadaje sobie takie pytania; niezależnie czy jest się mamą czy tatą. Ale może chodzi w ogóle o zastanowienie się nad swoimi umiejętnościami? Nad tym co potrafię a czego jeszcze powinienem się nauczyć? Trochę jak w pracy. Wykorzystujesz kompetencje nabyte w domu również w pracy?
Trudno o bardziej wymagające pytanie. Myślę, że przełożenie jest 1:1 – współpracownicy i nawet szefowie, to też czasem duże dzieci. Już tłumaczę, co mam na myśli. Z najważniejszych rzeczy:
1) Mimo tej samej matki i tego samego ojca każde z dzieci jest inne – dokładnie tak, jak współpracownicy i podwładni.
2) Liczba dzieci nie świadczy o doświadczeniu czy wiedzy, jeżeli nie potrafi się analizować i syntetyzować. Zatem stosowanie schematu relacji z jednego dziecka na drugie to prosta droga do kłopotów – w pracy jest dokładnie tak samo.
3) Jeżeli ktoś nie umie komunikować się z dziećmi czy w grupie, nie będzie się dobrze komunikował w pracy.
4) Jeżeli nie zmienia się podejścia do dziecka, wraz z jego rozwojem, to grozi to bądź nadopiekuńczością lub chłodem emocjonalnym – i znów, tak samo jest w pracy. Inaczej postępuję ze stażystami, a inaczej będę działał z bardzo doświadczoną osobą.
5) Jeżeli się nie słucha i nie obserwuje uważnie dzieci, to wiemy o nich niewiele, zwykle to, co chcemy zauważać – w pracy to jest niestety często nagminne podejście.
6) Jeżeli rozumie się, jak ludzie (mali i duzi) funkcjonują w grupie, jak są w stanie motywować się i demotywować, to dużo łatwiej jest zbudować wzmacniającą atmosferę (czy to w domu, czy w pracy).
7) Warto zwrócić uwagę na różnice, w tym jak jedno dziecko różnie reaguje na bliskich i jakie ma relacje z każdym ze swojego rodzeństwa – w grupie. W pracy jest bardzo podobnie, jeśli nie tak samo, bo dlaczego miałoby być inaczej.
8) Układy i zachowania wśród rodzeństwa (nie mówiąc o przedszkolu czy szkole) bywają bardzo brutalne – dokładnie tak jak w pracy. Umiejętność prawidłowej oceny hierarchii, powiązań, zależności wewnątrz grupy, to cenna umiejętność.
Można by tak dość długo wymieniać, choć nie czuję się “wujkiem Dobra Rada”. Natomiast wiem, że powszechnie znane hasła takie jak: Chwali się w grupie, a krytykuje na osobności – i wiele podobnych, naprawdę działają i mają sens.
To bardzo cenne przykłady tzw. kompetencji transferowalnych. Wiele się o nich mówi – w szczególności w odniesieniu do pracujących rodziców. To taka przestrzeń, która jest pełna wyzwań. Twoje dorosłe dzieci też już pracują. Patrząc na obszar zawodowy, nie wybrały one jednak ścieżki inżynierskiej. Czy słyszysz od nich, że zmagają się z trudnościami na rynku pracy? A jeśli tak, to z jakimi?
Jest jeszcze (słabnąca ;)) nadzieja w najmłodszym synu. Oczywiście, że słyszę o trudnościach – chociaż od każdego coś innego. Co ciekawe, dla nich – w przeciwieństwie do mnie – największym problemem nie są aktualnie często powszechnie panujące umowy śmieciowe. Ani też kombinacje przy pracach zleconych i umowach o dzieło, w pewnym sensie także nie zawsze dobre działania na B2B. Dla nich takie rozwiązania są oczywiste, nie znają specjalnie innej rzeczywistości.
To co jest wyzwaniem?
Zdaję sobie sprawę, że moje dzieci czeka w przyszłości pewien rodzaj przebranżowienia. I to pewnie nie raz. Z mojego punktu widzenia, zasadniczym problemem jest to, że oni nie wiedzą, że ciężka, systematyczna i przemyślana praca (także nad sobą) MUSI w końcu przynieść efekty – choć zapewne nie tak szybko, jakby chcieli.
Widzę też, że czują rozczarowanie brutalnością rynku pracy, brakiem zabezpieczenia w przypadku utraty pracy. Wiem, że często spotykają się z szefami, którzy nigdy nie powinni być przełożonym dla kogokolwiek. Zauważam też, że są podatni na roszczeniowy sposób myślenia o pracy, modę na coraz większy brak lojalności w stosunku do firmy i współpracowników czy też lekkie, albo mówiąc wprost – olewające podejście do obowiązków. Nie zdając sobie sprawy z realiów procesów rekrutacyjnych, biorą wyniki tych negatywnych za bardzo do siebie. Podsumowując: największy problem to wiara we własne siły i umiejętności, umiejętne połączenie własnej wartości i pokory oraz „sprzedanie” tego na rynku.
To ważne obserwacje dla nowego pokolenia na rynku pracy. Myślę też, że kwestia wiary we własne siły czy pokora są wartościami uniwersalnymi; niezależnie od tego czy zaczyna się tę przygodę czy to kolejny etap. Nawiązuje tutaj do naszej społeczności Mamo Pracuj, którą stanowią w dużej mierze mamy. One często zastanawiają się nad powrotem na rynek pracy, nad zmianą ścieżki kariery, np. szukając nowej pracy w branży IT. Co Ty z perspektywy doświadczonego pracownika, managera w tym obszarze chciałbyś im przekazać?
Pewnie będę niezbyt obiektywny, gdyż jestem wielkim fanem kobiet w IT. Widząc jak wiele stanowisk w branży technologicznej wymaga umiejętności i cech niezwiązanych bezpośrednio z wykształceniem kierunkowym, zachęcam gorąco, by próbować swoich sił w różnych obszarach IT. Ta branża często z pozoru wydaje się być poza zasięgiem. Oczywiście zawsze warto wcześniej przeanalizować role i własne cechy, a nie wyłącznie skupiać na medianie wynagrodzeń na danym stanowisku.
Mamy wracające na rynek pracy nie zdają sobie sprawy ze swoich atutów: macierzyństwo to lekcja dojrzałości w pigułce, opieka nad maluchem to żelazna szkoła dyscypliny, wytrzymałości i cierpliwości – to cechy idealne do wykorzystania w każdym zawodzie.
Mamy nie mają wyjścia i są zazwyczaj dobrze zorganizowane, planują precyzyjnie i zawsze mają plan B. Moim skromnym zdaniem, jednak zbyt często poddają się stereotypowi matki małego(ych) dzieci, czyli są postrzegane, ale też siebie widzą jako źródło kłopotów dla pracodawcy. Więcej pewności siebie i odwagi!
Czyli znów rozmawiamy o wspomnianych już kompetencjach transferowalnych?
Tak, dodam jeszcze, że czasy jednego, wyuczonego zawodu na całe życie minęły bezpowrotnie. Kluczem jest dobór roli pod siebie, a nie pod chwilową modę czy z czystego przypadku. Ważna jest szczerość wobec siebie, zidentyfikowanie i uczciwa ocena swoich wad, zalet – generalnie zasobów. Czy nam się to podoba czy nie, trendy na rynku pracy płyną do nas z innych krajów – warto obserwować co tam się dzieje, być krok przed innymi.
A co Ty byś powiedział sobie, po pierwsze na początku swojej kariery zawodowej, a po drugie na początku swojej kariery jako ojca?
W obydwu tych „karierach” to jest maraton, który trwa wiele lat. Zacząć szybko i paść po 5 km maratonu nie jest wcale trudno. Ciężko pokonać taki dystans bez picia czy odpowiedniego jedzenia. W karierze zawodowej odpoczynek i regeneracja są obowiązkowe – a ich brak na początku kariery będzie bolesny później. Wypalenie zawodowe to nie mit. Kryzys na długim dystansie jest nieunikniony i trzeba mieć plan awaryjny.
Bieganie czy jazda na rowerze w grupie są dużo łatwiejsze niż indywidualnie. Wybór odpowiedniej firmy (czytaj ludzi) to klucz do rozwoju.W pracy, tak jak podczas zawodów, zawsze znajdzie się lepszy, sprytniejszy lub zwykły cwaniaczek. Mimo tego, róbmy swoje. Trudno przeżyć psychicznie długi dystans, jeżeli to dla nas nie jest “fun”. Załamania czy kryzysy w pracy, tak jak w sporcie kontuzje – to element tej gry. Wsparcie otoczenia jest nie do przecenienia. Żeby jednak móc liczy na takie wsparcie i brać od innych, trzeba im nieustannie dawać. Trochę szczęścia też jest mile widziane.