W 2009 r. rozpoczęłam karierę w jednej z korporacji. Gdy pracodawca zauważył, że świetnie sobie radzę, zaczął dokładać mi obowiązków – a pensja pozostawała taka sama. Miało się to zmienić po przyjściu nowego szefa zespołu, jednak skończyło się na pochwałach. W 2010 r. wzięłam ślub i zaszłam w planowaną ciążę, o której od razu poinformowałam przełożonego. Aby podczas urlopu macierzyńskiego praca w dziale przebiegała bez problemów, dokładnie zaplanowałam działania i rozdzieliłam obowiązki. Sama natomiast pracowałam aż do 8. miesiąca ciąży, a gdy musiałam pójść na zwolnienie, byłam w stałym kontakcie z firmą.
Podwyżka, która przyszła w grudniu, była nieadekwatna do mojego stanowiska i zaangażowania. Zacisnęłam zęby i pracowałam dalej, choć wciąż rosnąca ilość obowiązków zaczynała mnie przytłaczać. Na początku 2012 r. okazało się, że znów jestem w ciąży, o czym powiedziałam przełożonemu i ponownie rozplanowałam działanie zespołu. W kolejnych miesiącach otrzymałam premię oraz podwyżkę, a gdy przebywałam na zwolnieniu, w firmie zmienił się dyrektor. Chociaż pracodawca zaakceptował moją prośbę o skrócenie czasu zatrudnienia, od przełożonego usłyszałam, że będę niewydajnym pracownikiem. A gdy wróciłam do pracy, powitało mnie wymówienie.
Nikt nie chciał ze mną rozmawiać, ponieważ rzekomo zwolnienie zostało przeprowadzone zgodnie z prawem – w firmie zatrudniającej powyżej 20 pracowników przepis o ochronie miał nie obowiązywać. Do takiego samego wniosku doszły wszystkie rządowe placówki, do których pisałam w swojej sprawie. Nadal jednak czuję się oszukana i nie potrafię dojść do siebie po tym zdarzeniu.
Katarzyna
Zdjęcie: freedigitalphotos.net