ZAINSPIRUJ SIĘ
Jaka polityka prorodzinna naprawdę pomoże polskim mamom?
- Ewa Moskalik - Pieper
- 30 lipca 2017
- 10 MIN. CZYTANIA
Co może dzisiaj pomóc kobietom, aby chciały mieć dzieci? Patrząc na doświadczenia z innych krajów wydawać by się mogło, że najbardziej pomaga wsparcie łączenia życia rodzinnego i zawodowego. Czy jest tak w istocie?
Ułatwienia w godzeniu ról zawodowych i rodzinnych to w Polsce szczególnie ważna kwestia i to z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że Polska należy do tych krajów UE, w których konflikt pomiędzy pracą, a opieką jest szczególnie silny. Odstajemy od większości krajów, gdy chodzi o dostęp do opieki nad dziećmi do lat trzech (w około 80% gmin w Polsce nie ma ani jednego żłobka lub innych instytucji opieki i edukacji najmłodszych dzieci).
Pomimo radykalnej poprawy, jaka miała miejsce w ostatnich dziesięciu latach, nadal zdarzają się problemy ze znalezieniem miejsca w przedszkolu, zwłaszcza w pobliżu miejsca zamieszkania. Ostatnie zmiany w systemie edukacji ten problem potęgują. W wielu szkołach brakuje też świetlic lub funkcjonują one jako przechowalnie.
Rodzice w Polsce mają też bardzo ograniczone możliwości takiej organizacji czasu pracy, by można ją było łączyć z obowiązkami rodzinnymi. A ponadto wciąż mało ojców (niespełna 2%) korzysta z urlopów rodzicielskich. To wszystko powoduje, że ciężar opieki nad dzieckiem spoczywa na rodzinie, a dokładniej na kobietach.
Tymczasem z badań wynika, że dla większości Polek posiadanie pracy jest często warunkiem decyzji o urodzeniu dziecka. Polki chcą pracować i to nie tylko dlatego, że rodzinie potrzebne są pieniądze, ale również dlatego, że chcą być finansowo niezależne i w tej pracy realizować się.
To drugi powód, dla którego działania na rzecz godzenia ról zawodowych i rodzinnych powinny być priorytetem polityki rodzinnej. Rozpiętość pomiędzy aspiracjami kobiet dotyczącymi ich pracy zawodowej, a rzeczywistością, która je otacza prowadzi często do opóźniania decyzji lub rezygnacji z posiadania kolejnego dziecka.
Jak poprawić sytuację polskiej mamy na tyle, żeby młode kobiety, nie chcąc dziś rezygnować z pracy zawodowej, nie były zmuszone odkładać macierzyństwa na czas bliżej nieokreślony?
Potrzebna jest zmiana społecznego postrzegania aktywności zawodowej kobiet. W tradycyjnym myśleniu praca zawodowa kobiet akceptowana jest jedynie jako zajęcie dodatkowe, po wychowaniu dzieci. To nastawienie wyraźnie się zmienia. Rośnie aprobata dla kobiet łączących pracę z opieką nad dzieckiem.
Kluczowe znaczenie ma równiejszy podział obowiązków rodzinnych pomiędzy ojca i matkę. Gdyby ojcowie częściej angażowali się w opiekę nad małym dzieckiem, kobieta przestałaby by być postrzegana jako jedyna opiekunka, jedyna osoba, która bierze urlop rodzicielski czy opiekuńczy, czy musi się zwolnić wcześniej z pracy by odebrać dziecko ze szkoły. Oczywiście, dobrze funkcjonujące otoczenie: żłobki, przedszkola itp. też ma tu znaczenie.
Co musiałoby się zmienić w polskiej polityce rodzinnej, żeby rodziło się więcej dzieci?
Nie ma jednego, złotego środka. Co prawda z doświadczeń takich krajów, jak kraje skandynawskie, czy Francja wynika, że polityka rodzinna skierowana na usuwanie barier dzietności przynosi efekty, ale warunkiem długotrwałych pozytywnych trendów jest jej kompleksowość i stabilność.
Wiele się w ostatnich kilku latach zmieniło na lepsze. Polityka rodzinna zyskała na znaczeniu, a w tworzenie „dobrego klimatu dla rodziny” włączyły się samorządy, organizacje pozarządowe, organizacje pracodawców.
Przypomnijmy: za rządów PO-PSL działania ułatwiające godzenie pracy z obowiązkami domowymi. Choćby takie jak roczny, elastyczny urlop rodzicielski, urlop ojcowski, ogromna poprawa w dostępie do przedszkoli, przedszkole za złotówkę, czy opłacanie z budżetu państwa składek emerytalnych za osoby wychowujące dzieci do lat 3, uruchomienie programu tworzenia żłobków, klubów dziecięcych i opiekunów dziennych dla najmłodszych dzieci. Ale również działania wspierające materialnie rodziny z dziećmi, takie jak reforma ulg podatkowych, zwiększająca pomoc dla rodzin biedniejszych i z większą liczbą dzieci, ogólnopolska i samorządowe karty dużych rodzin czy też roczne wsparcie finansowe dla matek lub ojców, którzy przed urodzeniem dziecka nie pracowali lub z innych powodów nie mają prawa do zasiłku macierzyńskiego, uruchomiono również pod koniec kadencji program budowy mieszkań na wynajem. Do tego PIS dołożył 500 plus.
Potrzebna jest dalsza, kompleksowa rozbudowa systemu pomocy dla rodzin z dziećmi. Priorytetem jest opieka dla dzieci najmłodszych – do trzeciego roku życia. Opieką instytucjonalną objętych jest około 8% dzieci w tym wieku i w wielu miejscowościach, zwłaszcza w miastach ustawiają się ogromne kolejki do żłobków. Żłobek prywatny, jeśli w ogóle jest, to oferta dla zamożnych rodzin – 500 plus tu nie wystarczy.
Potrzeba nie tylko zdecydowanie więcej żłobków, klubów dziecięcych i opiekunów dziennych, ale również, podobnie jak zrobiono to w przypadku przedszkoli, zdecydowanego obniżenia ich kosztów. Inaczej kobiety z małymi dziećmi nadal nie będą mogły po urlopie rodzicielskim wrócić do pracy. Trzeba też zadbać, aby były to instytucje przyjazne dla dzieci i wspierające ich rozwój: ich samodzielność, poczucie sprawczości, relacje z innymi dziećmi oraz ciekawość świata.
Kolejne dwie sprawy to elastyczna organizacja czasu pracy dla rodziców oraz równiejszy podział obowiązków związanych z opieką nad dzieckiem pomiędzy rodzicami. Obydwie te sprawy ujęte zostały w projekcie tzw. dyrektywy równościowej UE, przeciw której polski rząd właśnie zaprotestował. Kobiety, które mogą liczyć na to, że ich partnerzy wezmą na siebie część obowiązków związanych z wychowaniem ich małego dziecka, łatwiej decydują się na urodzenie dziecka. Większe uczestnictwo ojców w opiece wyrównuje też szanse kobiet i mężczyzn na rynku pracy, wzmacnia związek i sprzyja rozwojowi więzi między ojcem i dzieckiem.
Na pewno potrzebne są mieszkania na wynajem o umiarkowanym czynszu, ale program Mieszkanie plus utknął, a budownictwo społeczne, uruchomione pod koniec poprzedniej kadencji sejmu ma zbyt mało pieniędzy by się szybko rozwijać. Są też kwestie ważne, choć nie tylko z perspektywy polityki rodzinnej: to przede wszystkim poprawa funkcjonowania systemu zdrowia.
Mało popularny jest u nas również model rodziny wielodzietnej. Z czego to wynika, że nie jest on tak częsty jak, np. we Francji? (Można odnieść wrażenie, że np. francuskie kobiety często będąc mamami dużej gromadki dzieci są bardziej „wyluzowane”, przedsiębiorcze i czerpią więcej z życia, niż nasze polskie mamy.)
Wcale nie jest tak mało popularny, na tle krajów UE wypadamy nieźle. Przeciętne preferencje Polaków to dwoje dzieci. I gdyby te preferencje mogli realizować, nie byłoby źle.
W wielu środowiskach pokutuje pogląd, że rodzina wielodzietna to coś nie tak. Mam nadzieję, że to się zmienia między innymi dzięki kartom dużych rodzin. Bo te karty to nie tylko pomoc, ale również docenienie i znak solidarności z tymi, którzy podjęli się wychować dużą gromadkę dzieci. Wychowanie większej gromadki to duży trud i koszt.
Francuski system pomocy rodzinom jest znacznie bardziej kompleksowy – nic dziwnego, że mamy są bardziej wyluzowane. Chciałabym, żeby i w Polsce wychowanie większej liczby dzieci nie kojarzyło się z heroizmem.
Od kogo, od jakich krajów możemy się uczyć? Jakiego kraju założenia polityki prorodzinnej mogłyby być inspirujące dla nas?
Warto sięgać do dobrych, ale i złych doświadczeń. Na przykład Niemcy bardzo długo, ze względu na konserwatywną politykę zwlekały z inwestycjami w żłobki i przedszkola, zamiast tego, proponując wysokie zasiłki dla rodzin. Bez skutku. Niemki są aktywne zawodowo, ale nie decydują się na dzieci.
Inne kraje – takie jak np. Szwecja czy Francja, gdy tylko kobiety zaczęły masowo wchodzić na rynek pracy, zadbały o to, by mogły one godzić pracę zawodową z obowiązkami rodzinnymi. To kraje w UE, nie tylko o najwyższej dzietności, ale również o wysokiej aktywności zawodowej kobiet. Szwecja ponadto postawiła na równość kobiet i mężczyzn zachęcając ojców do opieki nad dziećmi.
Środki muszą odpowiadać na współczesne problemy. Na przykład powszechne zasiłki rodzinne, takie jak nasze 500 Plus, wprowadzano w krajach Europy Zachodniej w latach 40-tych i 50-tych poprzedniego wieku. Miały one wspierać ekonomicznie tradycyjną rodzinę, gdzie tylko mężczyzna pracuje. To były zasiłki na dzieci i niepracującą żonę – spełniły swoje zadanie, ale w latach siedemdziesiątych, gdy kobiety zaczęły wchodzić na rynek pracy – ich funkcje w dużej mierze się wyczerpały. Potrzeba było nowej polityki i kraje, które taką politykę wdrożyły, mają sukcesy.
Czy polityka programu 500 Plus działa na korzyść dla rodziny, dla dzietności? Czy to wystarczy i jakie mogą być konsekwencje? Pytając krótko: to dobry czy zły program?
Lepiej mieć dodatkowe 500 zł niż nie mieć, więc nie ma się co dziwić wysokiemu poparciu społecznemu dla tego programu. Jednak hojne dodatki dla rodzin z dziećmi nie zastąpią kompleksowego programu polityki rodzinnej. Duży wysiłek finansowy nie przełoży się na usuwanie barier, jakie napotykają młodzi ludzie przy podejmowaniu decyzji o rodzicielstwie, a tym samym na wysoki i trwały wzrost dzietności.
Warto przypomnieć, że wzrost liczby urodzonych dzieci w zeszłym roku o 13 tys. to łączny efekt polityki rodzinnej prowadzonej od kilku lat i poprawy sytuacji na rynku pracy. Doświadczenie pokazuje, że zwiększenie liczby urodzeń w jednym lub paru latach nie gwarantuje stałej poprawy. Np. w 2008 r. liczba urodzeń wzrosła o blisko 27 tys. w stosunku do roku poprzedniego, 2009 r. jeszcze o 3 tys., w kolejnym spadła o ponad 4 tys., a w 2011 urodzeń było już o prawie 25 tys. mniej niż w roku poprzednim.
Wzrost urodzeń jaki nastąpił w tym okresie przypisuje się poprawie sytuacji na rynku pracy. Kłopot polega na tym, że wysokie koszty tego programu powodują, że brak jest pieniędzy na inne działania. Na 500 plus wydajemy rocznie ok. 25 mld zł, a na żłobki 151 mln. Również pozytywny efekt w postaci zmniejszenia ubóstwa wśród dzieci, można było osiągnąć znacznie mniejszym kosztem, koncentrując pomoc na rodzinach uboższych.
Ostatnio też było głośniej o propozycji jednej godziny dla rodziców, na zaopiekowanie się dzieckiem przed lub po jego codziennych zajęciach szkolno – przedszkolnych. Co sądzi Pani na temat tego pomysłu?
Sądzę, że lepszym pomysłem jest elastyczna organizacja czasu pracy, tak jak przewiduje to projekt tzw. dyrektywy równościowej UE.
My jako portal wspieramy mamy, które chcą pracować i łączyć życie rodzinne i zawodowe; publikujemy ofert pracy od pracodawców przyjaznych mamom, organizujemy dni otwarte dla mam u ciekawych pracodawców, publikujemy teksty, inspirujemy do działania. A to i tak mało… Co jeszcze możemy zrobić, my mamy, aby ta zmiana następowała szybciej?
Bardzo lubię Wasz portal i gratuluję świetnego pomysłu i wytrwałości. Kobiety mogą tam znaleźć konkretną pomoc i inspirację, a pracodawcy mogą się uczyć, że mama to dobry i zaangażowany pracownik. To świetna inicjatywa.
Nawiązując do wcześniejszego pytania, czy miałaby Pani jakieś podpowiedzi działań dla Mamo Pracuj? Może jest jakaś „niezaopiekowana” sfera, w której nasz portal świetnie by się sprawdził, jako propagator idei – mamo, pracuj jeśli chcesz? Dziękujemy za wszelkie podpowiedzi!
Może warto pokazywać pracodawcom, jak świetnymi pracowniczkami są mamy? Bo są!!!
Serdecznie dziękujemy za wywiad.
Rozmawiała: Ewa Moskalik – Pieper
Zdjęcia: archiwum Ireny Wóycickiej