ZAINSPIRUJ SIĘ
Matylda tańczy w balecie, Łucja chce zostać weterynarzem, Sonia kocha jazdę na rowerze. Łączy je jedna rzecz – są lalkami. Pierwiastek życia tchnęła w nie i w ich przyjaciółki Marysia, mama 3-letniego Staszka i właścicielka sklepu z zabawkami oraz akcesoriami Kosi Łapci.
Marysiu, czym zajmowałaś się przed stworzeniem Kosi Łapci?
Pracowałam w firmie kosmetycznej na stanowisku technologa, ponieważ z wykształcenia jestem chemikiem o specjalizacji kosmetycznej.
Czy wyobrażasz sobie powrót do tego zajęcia?
I tak, i nie. W mojej obecnej pracy bardzo cenię pewną niezależność. Sama ustalam sobie grafik, co jest dla mnie ważne, ponieważ najlepiej pracuje mi się późnym wieczorem i w nocy. Wtedy rodzą się najlepsze pomysły. Natomiast w ciągu dnia mogę do woli cieszyć się czasem spędzanym z moim synem, robić z nim mnóstwo fantastycznych rzeczy i pokazywać mu świat.
I dlatego zapragnęłaś założyć własną firmę?
Pomysł zrodził się w mojej głowie 3 lata temu, gdy chodziłam między stoiskami na jednym z targów designu. Stwierdziłam wówczas, że nie ma tam tego, czego szukam, czyli zabawek szytych ręcznie z naturalnych tkanin, w neutralnych, a nie krzykliwych kolorach. Takich, które mają jakąś historię i są na swój sposób niepowtarzalne. Na zagranicznych stronach internetowych podobne zabawki były do kupienia od ręki, a u nas? Na szczęście od tamtego momentu wiele się zmieniło i z radością patrzę, ilu wspaniałych nowych twórców pojawiło się przez ten czas w naszym kraju.
Co Cię zainspirowało do stworzenia pierwszej zabawki?
Ciągle słyszałam, jak kolejne osoby przekręcały nazwę mojej firmy, wymawiając ‘koci łapci’ zamiast ‘kosi łapci’. Pomyślałam, że to jest znak i że pierwszy będzie właśnie kot. I tak, trochę z przekory, powstał Kot Maurycy, który okazał się strzałem w dziesiątkę.
Skąd czerpiesz inspiracje dla swoich projektów?
Z inspiracjami jest tak, że czają się tuż za rogiem. Są absolutnie wszędzie. W książkach, które czytam z moim synem. Obrazach, które mnie otaczają. W nieprawdopodobnych historiach, które opowiada mi Staszek. To właśnie świat dziecięcy inspiruje mnie najbardziej, bo jest taki trochę na opak, o nieregularnych kształtach.
Każda zabawka ma imię oraz własną historię: lala Nina chce zostać projektantką, Amelia uwielbia owsiankę, a kot Feliks gra na trąbce. Dlaczego właśnie w ten sposób je opisujesz?
Bo każdy przedmiot ma swoją historię. Stara papierośnica dziadka, która przeżyła wojnę, naparstek po babci, którym cerowała oczko w pończosze. Historia ma dla mnie ogromne znaczenie, często się z nią identyfikujemy. Tchnie też pewien pierwiastek życia w daną rzecz.
Jak wygląda proces tworzenia Twoich zabawek?
Na samym początku powstaje projekt na papierze. Szybki szkic tego, jak chcę, by zabawka wyglądała. Potem wybieram tkaniny, z jakich zostanie uszyta. Sama zabawka jest szyta w 100% z lnu, więc tutaj największą sztuką jest znalezienie dość miękkiego lnu świetnej jakości, o odpowiednim odcieniu. Następnie szukam materiałów na ubrania i ewentualnych dodatków. Gdy już mam gotowy szablon wszystkich elementów składowych, wycinam je z materiału i zszywam ze sobą poszczególne części. Kolejnym etapem jest wypełnienie zabawki antyalergicznym puchem. Na samym końcu zazwyczaj powstaje ubranie i dodatki z wełny.
Czym kierujesz się przy wyborze materiałów?
Podobnie jak w przypadku moich własnych ubrań, najważniejszy jest dla mnie skład tkaniny. Tu nie jestem w stanie pójść na żaden kompromis bo materiał ma być w 100% naturalny. Ważny jest też wzór na tkaninie i jego kolorystyka. Krzykliwych kolorów wręcz nie znoszę.
Wszystko wykonujesz sama czy ktoś Ci pomaga?
Do tej pory wszystko robiłam sama. Począwszy od zamówień tkanin w sklepie, przez projekt i szycie, na wysyłce zabawki skończywszy. Moja firma jednak ciągle się rozwija, zapewne część swoich obowiązków w niedługim czasie będę musiała przekazać innym osobom. Natomiast już teraz po porady związane z konstrukcją niektórych ubrań dla moich zabawek zwracam się do mamy mojego męża. Jest absolutną mistrzynią kroju i szycia.
Zdarza Ci się pisać na blogu o innych twórczych kobietach. Która jest dla Ciebie największą inspiracją?
Ja w ogóle myślę, że kobiety mają niesamowitą umiejętność łączenia wielu różnych pasji i tym samym tworzenia czegoś absolutnie niepowtarzalnego. Podziwiam te, które są ilustratorkami, projektantkami, a przy tym szyją, robią na drutach i pewnie w wolnym czasie wyczarowują swoim bliskim przepyszne obiady. Bardzo cenię sobie szczególnie dwie kobiety: Natalie Lete oraz Colette Bream. Z obiema bardzo chętnie wybrałabym się na kawę, a z Colette stworzyłabym jakiś wspólny projekt
Dziecko jest tylko inspiracją, czy może jednak czasem utrudnia pracę?
Dziecko jest przede wszystkim człowiekiem, a więc miewa swoje nastroje, lepsze i gorsze dni. Mój syn na pewno nigdy nie ma złych intencji i bardzo często – widząc, jak szyję – mówi, że chce mi pomóc. Nie potrafię mu odmówić i często kończy na moich kolanach, pomagając mi w nawleczeniu igły. Ale są takie sytuacje, kiedy każda minuta pracy jest cenna, bo w kolejce czekają kolejne zamówienia.
Jak udaje Ci się pogodzić różne role?
To bardzo trudne pytanie, bo ja sama nie wiem, czy mi się to udaje. Ciągle mam wrażenie, że mogłabym jeszcze lepiej organizować swój czas. Najtrudniej chyba płynnie przechodzić z jednej roli w drugą. Będąc z dzieckiem, poświęcać mu 100% swojej uwagi, wyłączając myślenie o tym, co jeszcze dziś muszę zrobić w temacie firmy. I odwrotnie – skupić się na pracy, wiedząc, że w drugim pokoju leży dziecko z gorączką.
Jakie są Twoje plany i cele na najbliższy czas?
Marzę o stacjonarnej pracowni połączonej ze sklepem z moimi pracami. O miejscu, w którym można by było wpaść na kawę, porozmawiać, a przy okazji zobaczyć, jak powstają zabawki. Zawsze jestem bardzo ciekawa, do kogo trafiają moje prace. Obecnie pracuję nad tym, by o Kosi Łapci Toys dowiedziało się jak najwięcej osób również zagranicą. Między innymi stąd otwarcie sklepu na międzynarodowej platformie etsy.com oraz współpraca z zagranicznymi fotografami. Po głowie chodzi mi także zaprojektowanie linii ubrań dla dzieci.
Co chciałabyś powiedzieć innym mamom, które szukają swojej drogi zawodowej?
Żeby podążały za głosem swojego serca i intuicją. Mam wrażenie, że szczególnie my, kobiety, najlepiej robimy to, co wypływa z głębi nas, co jest autentyczne i prawdziwe. Warto poświęcić czas, by to w sobie odnaleźć.
Dziękuję Ci za rozmowę.
Rozmawiała Monika Przybyłek-Woźniak