Czego szukasz

Skazana na dożywocie

Mam wyrok. Prawdopodobnie powinnam być najszczęśliwsza osobą pod słońcem, że zostałam nim tak naznaczona. Powinnam docenić łaskawość losu. Doceniam, uwierzcie, każdego dnia. Jednak mój głupi umysł próbuje wyrywać się do innego życia, tego spoza „krat”.

mama pracuje z domu dzieci bawią się na podłodze

Macierzyństwo i praca zawodowa

– Czy oskarżona przyznaje się do winy?

– Nie – odpowiedziałam już chyba setny raz podczas tego procesu.

– Czy oskarżona zdaje sobie sprawę z okrucieństwa swoich czynów? – prokurator nie ustępował. Podszedł do mnie bardzo blisko. Czułam na twarzy jego nieprzyjemny oddech. Co za dziad.

– Sprzeciw, wysoki sądzie! Oskarżenie sugeruje winę! – no brawo, mój adwokat odważył się zabrać głos po godzinie tego spektaklu.

– Podtrzymuję, proszę przeformułować pytanie – sędzia jest takim typowym serialowym sędzią. Siwy grubas z brodą. Swoje zjadł, niejeden wyrok wydał. Mnie nie oszczędzi. Czułam to intuicyjnie.

– Co oskarżona robiła od kwietnia do zatrzymania? Proszę opowiedzieć – prokurator znowu atakował.

– Pracowałam. Codziennie, na dwóch etatach. Wstawałam o 5 rano i szłam do jednej pracy. Wracałam koło 17 i siadałam do drugiej. Pracowałam też w weekendy. W zasadzie poza pracą nie robiłam nic innego.

– Czy oskarżona uważa, że to było dobre?

– Tak.

– Dlaczego oskarżona tak robiła?

– Bo chciałam. Chciałam i chcę pracować, jak większość kobiet.

– Większość to nie wszystkie. Wiele matek nie pracuje.

– Ale to nie znaczy, że ja nie mogę. Wiele nie wyklucza ja.

– Oskarżona czuje się feministką? – atakował, ale moją złośliwość puścił mimo uszu.

– Nie. To nie ma z tym nic wspólnego.

– Co oskarżona robiła w poniedziałek, 21 lipca?

– Pracowałam. Wstałam około 5.30, przemknęłam cicho do łazienki, a potem zaczęłam robić śniadanie. Chciałam, żeby spały jak najdłużej, ale one jak zwykle się obudziły, nie dając mi szansy na chwilę samotności. Dostały więc takie wczesne śniadanie, włączyłam im bajkę i zabrałam się do pracy.

– Czy oskarżona posprzątała kuchnię?

– Nie. Uznałam, że szkoda mi na to czasu. Pracuję w domu, dom to biuro. A jak biuro, to dom musi poczekać – patrzyłam na tę prokuratorską kanalię z otwartą wrogością. A on gestem kazał mi mówić dalej – Pochowałam wszystko do lodówki, ale nie rozładowałam zmywarki. Chciałam to zrobić później. Miałam naprawdę dużo pracy, musiałam jak najszybciej się nią zająć.

– Co oskarżona powiedziała dzieciom.

– Że jak dadzą mi święty spokój, to pójdziemy po południu do kina.

– Poszliście?

– Nie.

– Co oskarżona robiła we wtorek 22 lipca?

– Pracowałam, tak samo.

– Czy dzieci dostały obiad?

– Raczej nie były głodne.

– Ale czy dostały obiad?

– Nie.

– Czy byliście w kinie?

– Nie.

– Czy oskarżona przyznaje się do winy?

– Nie.

– Ale nie dotrzymała obietnic?

– Tak, ale to się zdarza, to jest normalne. W końcu by się udało…

– Więc jest winna?

– Nie.

Uparty buc. On doskonale wie, że mam rację, widzi moją niewinność, ale pastwi się nade mną. W imię czego?

Work – life balance

– Szanowni państwo, ławo przysięgłych. Widzimy tu kobietę, która idzie w zaparte wobec niezbitych faktów. Nie karmi dzieci domowymi obiadami. Nie dotrzymuje obietnic i nadal twierdzi, że jest niewinna…

– Sprzeciw.

– I co z tego? Pracowałam. Nie da się wszystkiego na raz zrobić. Pracować i wychowywać dzieci i być i tu i tu zaangażowaną na sto procent. Coś zawsze jest kosztem czegoś, ale krzywda się nikomu nie dzieje. Pizza jest dobra na obiad, a film w kinie był na pewno durny. Jak nie ten, to inny. Wielkie rzeczy… przeprosiłam za złamaną obietnicę. Myślałam, że zrozumiały…

– Niech się oskarżona zachowuje i powściągnie emocje. Jak widać, ta sprawa nie wzięła się bez przyczyny. Ktoś złożył wniosek do prokuratury…

– Lubię swoją pracę, kocham dzieci. Wiem, że wolałyby, żebym nie pracowała. Ale to ja decyduje o swoim życiu. Dostają ode mnie miłość. I moją niezależność, wolność. Nie daję im za to frustracji.

– To za mało. Chciałyby również otrzymywać czas oskarżonej.

– Dostają go.

– Za mało.

– Jak się komuś da palec, to chciałby całą rękę. Tu trzeba iść na kompromis.

Zostałam uznana winną. Skazali mnie na wieczne wyrzuty sumienia, że nie nadążam ze wszystkim i że nigdy nie będę miała tyle czasu, ile chciałabym mieć dla dzieci. Bo one chcą mnie teraz w stu procentach. Bo jest lato, wakacje, a one się nudzą. Zawsze zresztą znajdą powód, by chcieć mnie więcej. A ja chcę mieć swój kawałek sama dla siebie. Musimy się dzielić. Mam dożywocie, więc w końcu wypracujemy kompromis. I może zwolnią mnie za dobre sprawowanie przed emeryturą… albo wnuki dołożą. Docieramy się, wiecznie.

Praca w domu a macierzyństwo

Ta opowiastka wcale nie była koszmarnym snem. Ja wiem, że we mnie toczy się taka walka. Widzę ich zza komputera, chciałabym trzasnąć jego klapą i bawić się z nimi beztrosko. Ale pracuję w domu i muszę trzymać się w określonych ryzach. Inaczej diabli wezmą moją robotę. A wtedy nie będzie beztroskich chwil w ogóle. Dlatego oni poczekają aż ja skończę. Będą marudzili, ja stoczę „kolejny proces” i tak każdego dnia. Szukanie równowagi i balansowanie między pragnieniami i uczuciami. Ale na dożywociu można się do tego przyzwyczaić.

Zdjęcie: 123 rf

Spodobał Ci się artykuł? Podziel się z innymi:
Podwójna magister Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych, podwójna mama, pojedyncza żona, PR-owiec z doświadczeniem na trudnym rynku, potencjalna autorka książek oraz autorka publikacji i artykułów, trenerka, copywriterka, blogerka i dziennikarka.
Chcę otrzymywać inspiracje, pomysły i sugestie jak pracować i nie zwariować.
Newsletter wysyłamy raz na 2 tygodnie