ZAINSPIRUJ SIĘ
Kiedy zaszłam w ciążę, byłam przekonana, że natychmiast po urlopie macierzyńskim wracam do pracy. W końcu to pracę bardzo kochałam, realizowałam się, pracowałam z zapałem. Biegałam radośnie do niej do końca ciąży. I wydawało mi się naturalne, że wrócę natychmiast. I nagle urodziła się ona. Maleńka, bezbronna i rozczulająca. Może, gdyby macierzyński trwał krócej, nie zdążyłabym się zakochać. Niestety, wpadłam. Szukanie opiekunek przyprawiało mnie o zawrót głowy, a gdy w końcu znalazłam taką, której nic nie mogłam zarzucić, poryczałam się jak dziecko, że wcale nie chcę wracać do pracy, nawet do tej ukochanej.
Kamień z serca, ale…
Podjęłam decyzję o wychowawczym. Kamień spadł mi z serca, ale do mojego życia zaczęła wdzierać się rutyna. Pomimo cudu bycia z dzieckiem, było mi po prostu nudno. Poza tym, gdzieś czułam, że mój byt ogranicza się jedynie do zmiany pieluch i „gugania” nad córką. Czułam się źle ze sobą. Musiałam coś zrobić. Chwytałam się różnych rzeczy, skupiłam się na decoupage’u i trochę zarabiałam w ten sposób, ale czułam, że zarabianie na tego rodzaju pasji odbiera mi radość tworzenia i robienia czegoś wyłącznie dla przyjemności. Zrezygnowałam.
I wtedy pojawiła się propozycja…
I wtedy pojawiła się propozycja zrobienia korekty książki. Najpierw wpadłam w panikę, bo takie ważne nazwisko, a nigdy tego nie robiłam, poza tym, że skończyłam kiedyś odpowiednie studia, ale w zupełnie innej specjalizacji, zaczęłam się wahać, czy dam radę, ale jednocześnie tak niezwykle mnie ekscytowało, że ktoś stawia przede mną wyzwanie, że mogę się sprawdzić. Spróbowałam. Poszłam na kurs, wróciłam do wertowania publikacji na temat współczesnych zmian w zasadach językowych, żeby być na bieżąco. I zaczęło się… Najpierw w niewielkich ilościach i dosyć niepewnie… tyle, ile mogłam sobie pozwolić najpierw przy jednym dziecku, później przy małym dziecku i ciąży, i następnie przy dwójce małych dzieci.
Etat? Nie, dziękuję!
A później dzieci poszły do przedszkola, a ja poczułam, że powrót na etat nie jest dla mnie. Nie widziałam siebie wychodzącej rano do pracy, późnych powrotów, dojazdów. Nie chciałam też zostać żoną przy mężu ani gospodynią domową (w tym akurat jestem bardzo kiepska). Chciałam rozwinąć skrzydła i udało się. Zatrudniłam własnego męża do zrobienia strony internetowej, puszczenia reklam. Pracuję w domu dla wielu firm, szukanie zleceń nie jest już takie trudne, jak mi się na początku wydawało. Teraz działa już chyba poczta pantoflowa. Tak jest najlepiej i oczywiście najłatwiej. Gdy ktoś nas poleca. Ja jestem w pracy rzeczywiście tylko wtedy, gdy coś jest do zrobienia. Nie marnuję czasu na dojazdy, na niepotrzebne rozmowy towarzyskie, rozwijam się, ponieważ zlecenia są bardzo różnorodne: od książek o podróżowaniu, wychowywaniu dzieci, tekstów reklamowych, po akty prawne, trochę piszę, coraz odważniej i myślę, że coraz lepiej. Dzieci nie siedzą do późna w przedszkolu, a kiedy są chore, nie muszę obawiać się, co powie mój pracodawca, po prostu przekładam wtedy możliwe terminy albo pracuję wieczorem, gdy dziećmi może zająć się mąż. Pracuję w domu, parku, a czasem, gdy nie mam wyjścia, na placu zabaw;)
No i nadal „siedzę” w domu 😉
Oczywiście taki rodzaj pracy to nie są same plusy. Społecznie nadal „nie mam pracy”, ponieważ nie wychodzę do biura w szpilkach i z teczką, nie jeżdżę na wyjazdy integracyjne, nie dostaję „trzynastek” i mogę w każdej chwili zostać bez grosza, a! i nadal „siedzę” w domu. To dosyć frustrujące. Dzieciom też trudno jest zaakceptować, że mama przy komputerze, to mama w pracy, której nie powinno się teraz rysować kota na plecach. Szukanie zleceń może być kłopotliwe. Kiedy nic nie spływa do skrzynki, pojawia się niepokój: a może już nic nie przyślą? Nie można sobie pozwolić na gorsze dni, bo jest się rozliczanym z każdej literki, każdego niedotrzymanego terminu i łatwo zleceniodawcę stracić. Poza tym, oczywiście nie każdy jest się w stanie w domu zorganizować i do pracy zmusić. Wiem, że ten styl pracy nie jest dla każdego. Ale mi pozwolił przetrwać trudny czas macierzyństwa, a teraz daje mi wielkie zadowolenie, udało mi się zorganizować zleceniodawców, z którymi pracuję już 6 rok, co jakiś czas pojawiają się nowi, czasem na chwilę, czasem zostają na dłużej. Nie narzekam na nadmiar wolnego czasu, czasami świat wiruje, a oczy pieką od skaczących literek, ale jednocześnie czuję, że dom i dzieci mam na oku i nie muszę angażować całego świata, żeby móc pracować. A mam wrażenie, że w dzisiejszych zabieganych czasach jestem w wyjątkowej sytuacji.
Beata Ostrowska stale wspópracuje z Mamo Pracuj jako korektorka tekstów. Dziękujemy!