ZAINSPIRUJ SIĘ
Pamiętam, kiedy urodził się jej kochany synek miała 26 lat.
Wszystko jak trzeba. Ślub, kiedy miała 21 lat.
Skończone studia.
Najlepsza pod słońcem synowa, córeczka i żona.
Praca na etacie w szkole.
Niedzielne obiadki, raz u jednych, raz u drugich rodziców.
Niedzielne msze święte.
I przykładne gotowanie obiadków dla całej rodziny.
To dawało jej szczęście.
Przez chwilę
W duszy drzemały marzenia, pragnienia, cele.
Żyć inaczej, lepiej, więcej.
Ale wiedziała, co należało, wypadało i co powinna.
Znała swoje miejsce w szeregu.
I tak minęło kilka miesięcy sielanki, po urodzeniu dziecka i…, pojawiło się wyzwanie.
Standardowe, jak u większości młodych rodzin.
Nie szukaj teraz, co to mogło być?
Odpowiedź jest oczywista!
Kasa, kesz, many, pieniądze, gotówka…, a tak naprawdę szansa na przeżycie.
Nie na życie.
Jej temperament nie każe czekać, każe działać!
Szukanie rozwiązań to jej drugie imię.
No to znalazła.
Dodatkowa praca poza etatem.
Późne powroty do domu, mniej synka, coraz dalej od męża, ale więcej możliwości, dzięki dodatkowej kasie!
Szybko też przyszła świadomość, że świat jest większy, niż jej 49 metrów mieszkania.
Że można żyć swobodniej.
Kupić buty, które stoją na wystawie i puszczają do niej oko.
Pójść na Sylwestra, na tak zwaną salę i ubawić się na maksa.
I kupić dziecku taką zabawkę, o jakiej marzy, bez myślenia, czy wystarczy na czynsz.
Przegięła?
Tak, zachłysnęła się!
Tak, chciała więcej!
Tak, nudziła ją rutyna!
Czy to dziwne?
Nie wiem?
Był kochający mąż, wspaniała rodzina i ten spokój, ta stagnacja, która ją-zabijała.
Bała się, ale zdecydowała.
Podjęła decyzję, że chce inaczej.
I…klocki posypały się w zastraszającym tempie.
Jak to?
Nie odpowiada ci to, co jest?
Przecież dostaliście na „malucha” (tym się wtedy jeździło ;-)).
Przecież wam pomagamy.
Nie jest tak źle.
Przyzwyczaisz się.
Co to za fanaberie.
I „ Tatuś” męża który całym sobą i swoją siłą fizyczną pokazuje jej, gdzie powinna być…
I rozterki, co dalej robić?
Co Ty byś zrobiła? Jakie decyzje podjęła?
Wszystko potoczyło się bardzo szybko.
Rozstają się, sprzedają mieszkanie, każde idzie w swoją stronę.
Nowa rzeczywistość, nowe wyzwania, nowe doświadczenia.
Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak bardzo ważną rolę odgrywał w codziennym planie dnia tato synka.
Ile czasu inwestowała teściowa.
Czy było lekko?
Nie!
Ale było na jej sposób
Nauczyła się organizować sobie czas sama.
Każdy moment, kiedy mały był w przedszkolu wykorzystywała na pracę i zarabianie pieniędzy.
Kupiła mieszkanie, duże w jej mniemaniu, ponad 70 metrów kwadratowych.
Kupiła auto i było szybciej.
Przyszła też świadomość, ile wyzwań czeka na mamę, która sama wychowuje dziecko.
Wieczory były najgorsze.
Zmęczenie totalne.
Przygotować się na kolejny dzień do pracy. Klasówek swoim uczniom nie oddaje już drugi tydzień.
Pranie, prasowanie, bajka wieczorna dla synka.
A kiedy on już śpi, w końcu można zrobić coś dla siebie
Najpierw nastawić budzik na jutro, potem wyczekiwana lampka wina.
I ten luz, ta przyjemność, to uczucie odprężenia…
I druga, trzecia, kolejna butelka.
Przecież jakoś trzeba odreagować.
Do momentu, kiedy którejś nocy obudziła się na podłodze, w kuchni, ze skaleczoną, od zbitej lampki z winem, ręką.
Szok, jak to się stało?
Przecież potrafi się kontrolować, panuje nad TYM.
I przyszło przebudzenie
Koniec z alkoholem.
Koniec z trzymaniem kilku srok za ogon.
Koniec z pracą ponad siły.
Jest decyzja.
Teraz odejdzie z etatu i będzie budować swoją firmę.
Ryzyko…
Kiedy kładzie na biurku wypowiedzenie, słyszy, że zwariowała!
Odchodzi z pewnej, ciepłej posadki nauczycielskiej. Ludzie kręcą jej kółka na głowie.
Ale ona już wie, kim nie chce być.
Jak nie chce żyć.
Kolejne kilka lat to oglądanie syna przy okazji odbierania go od rodziców.
To tysiące kilometrów miesięcznie w podróżach biznesowych.
To wieczorne rozmowy przez telefon, z coraz większym mężczyzną.
I zabijające poczucie winy, że coś traci bezpowrotnie.
Ale…
Też wiele satysfakcji z wykonywanej pracy.
Pasji z jaką każdego dnia rozwija siebie, swoje horyzonty.
Radości, kiedy pojawiają się nowe możliwości, nowi klienci dzwonią sami.
I coraz większe bezpieczeństwo finansowe.
Świetnie pamięta, kiedy miała na tydzień do zagospodarowania 10 zł.
Mały jadł w przedszkolu, więc na chleb i ser wystarczało.
Poza tym można było pod wieczór, pod byle jakim pretekstem wpaść do znajomych i załapać się na „krzywo” na kanapkę.
Więc teraz było lepiej
Firma rosła, coraz więcej pracowników, dzięki którym zrzuciła z siebie miliony obowiązków.
Kolejna firma.
Zarząd w następnej.
Kolejne studia, kursy, szkolenia.
Coraz więcej obowiązków, ale coraz lepiej zagospodarowany czas.
Nastoletni syn i wspaniała relacja z nim.
Świetny kontakt z rodzicami.
Dojrzałość
I czas dla siebie.
I czas na to, aby mógł pojawić się jakiś ON.
Dziś wie, że warto było.
Warto było zapłacić każdą cenę, czasu, relacji, samotności.
Dziś jest szczęśliwa.
Jej syn jest dorosłym człowiekiem.
Ma swoje pasje, przyjaciół.
Mają fantastyczną, pełną zaufania relację.
Cztery lata temu na szkoleniu poznała, takiego jak ona pasjonata rozwoju osobistego. Tak samo kochającego czytać.
Przeszli trudną, kolczastą ścieżkę, ale znowu warto było.
Jej firmy rozwijają się.
Pisze drugą książkę.
Siedzi w ogrodzie i czyta.
Kocha swoje życie.
Jest szczęśliwa
I, kiedy młode kobiety podczas konferencji pytają JEJ, czy można zrobić karierę będąc mamą, z uśmiechem odpowiada: „A jak myślisz”?
I pokazuje zdjęcie swojego wspaniałego syna.
Zdjęcie: Autorka