ZAINSPIRUJ SIĘ
Kasiu jesteś psycholożką, propagujesz rodzicielstwo bliskości i porozumienia bez przemocy. Prowadzisz blog Przystanek Relacja, a prywatnie jesteś żoną i mamą dziewięcioletniej Julii. Masz duże doświadczenie w pracy z dziećmi, dlatego chciałabym Cię zapytać o kondycję dzieci w całej tej covidowej sytuacji. Mamy sygnały od rodziców, że dzieci się bardzo boją. Znamy sytuacje, że nie chcą np. zdejmować maseczek nawet w domu. Co robić w takiej sytuacji?
Sytuacja, w której się znajdujemy dotyka nas wszystkich, dorosłych i dzieci. Naturalnym jest, że doświadczając nowego zjawiska, i to na tak niespodziewaną skalę, odczuwamy różne emocje, w tym lęk. I tak samo naturalnym jest, że jako rodzice dzieci, które się boją, chcemy wiedzieć, jakich strategii możemy użyć, by ten lęk zmniejszyć.
Niestety często miarą skuteczności tych rozwiązań jest dla rodziców informacja, czy po ich zastosowaniu dziecko przestanie się bać. Dlatego chcąc wesprzeć dziecko, które się boi, często z automatu sięgają po strategie, które mają na celu zmniejszenie tego lęku. Robią to poprzez zanegowanie go, odwrócenie od niego uwagi czy zracjonalizowanie dziecku, że przecież nie ma się czego bać.
Tymczasem zadaniem lęku, tak jak każdej innej emocji, jest informowanie nas o stanie w jakim znajduje się nasz organizm, który jest wystawiony na oddziaływanie różnych stresorów z otoczenia. W przypadku lęku jest to informacja o tym, że któryś z tych stresorów nam potencjalnie zagraża. Warto wyostrzyć czujność i zmobilizować organizm do ewentualnej walki lub ucieczki. W tym kontekście lęk jest naszym sprzymierzeńcem, który nas chroni, choć w tej swojej trosce sięga czasem po nadmiarowe strategie. Stąd chcąc zaopiekować się lękiem, czy to dziecka czy dorosłego, nie chodzi o to, by się go pozbyć. Chodzi o to, by usłyszeć z czym do nas ten lęk przychodzi. O co chce zadbać, przed jakim niebezpieczeństwem usiłuje nas ostrzec.
Zatem w sytuacji lęku doświadczanego przez dzieci, tym co je wesprze, jest w pierwszej kolejności zrobienie miejsca na ten lęk. Uznanie, że jest nam potrzebny i troszczy się o nas. Potem zorientowanie się, o co konkretnie ten lęk chce zadbać, na co chce zwrócić naszą uwagę. Kiedy dziecko się boi i nie chce zdejmować maseczki nawet w domu – ogromny sens ma w pierwszej kolejności rozmowa. Warto z ciekawością zajrzeć co się za tym lękiem kryje. Zapytać dziecko jak ten lęk się ma, co mu mówi, jak jest duży, zamiast szukać od razu pomysłów, co robić by dziecko tę maseczkę w domu zdjęło.
Normalizowanie dzieciom lęku, uznawanie, że jest ważną i potrzebną emocją, robienie przestrzeni na jego odczuwanie, akceptacja tego, że jeśli dziecko odczuwa lęk, to ma ku temu swoje dobre powody, niezależnie od tego czy słuszne dla nas, nie spowoduje, że tego lęku będzie w życiu dziecka więcej. Jest wręcz przeciwnie.
Lęk usłyszany i zaopiekowany, nie ma powodu, by dobijać się dłużej o naszą uwagę, bo spełnił już swoje zadanie.
Opiekować się tym lękiem można się na wiele sposobów, ważne jest, by dostosować je do potrzeb i możliwości konkretnego dziecka.
Przeczytaj także: Jak dbać o odporność swojego dziecka?
Zewsząd znowu spływają do nas informacje o sytuacji w kraju i za granicą. O ilości zakażeń, znowu możemy czuć niepewność. Czy jeśli widzimy, że dziecko nie radzi sobie z sytuacją, powinniśmy ograniczać im takie informacje? Ściszyć radio, wyłączyć wiadomości? Nie rozmawiać przy nich?
Lęk karmi się brakiem informacji, niedopowiedzeniami, przemilczeniami, odwracaniem uwagi, zagadywaniem. Rośnie również w sytuacji, kiedy informacje przekazywane są w sposób niedostosowany do wieku dziecka. Ich wydźwięk jest niezrozumiały czy katastroficzny, a takiego rodzaju informacje łatwo znaleźć w telewizji czy internecie.
Z tego powodu nie polecam słuchania wraz z dziećmi serwisów informacyjnych czy pozostawiania włączonego w tle telewizora czy radia. Dużo większy sens ma rozmawianie z dziećmi o tym, co je niepokoi. Szczere i rzeczowe odpowiadanie na ich pytania i na ile to możliwe rozwiewanie nurtujących je wątpliwości. Tym o czym warto pamiętać przy okazji takich rozmów, to dostosowanie przekazywanych informacji do wieku i potrzeb tego konkretnego dziecka.
Łatwo jest się zapędzić w udzielaniu informacji i przeoczyć fakt, że dziecko pyta nas często o podstawowe kwestie, a nie oczekuje od nas kompletu wiadomości. Kiedy dziecko będzie dopytywać, wtedy warto dzielić się kolejnymi porcjami informacji, a nie częstować wszystkim od razu. Zapominamy też o tym, że zawsze możemy zapytać dziecko, co konkretnie potrzebuje wiedzieć. Możemy sprawdzić z nim czy to jest tak, że pyta nas, bo się czegoś obawia, a może jest ciekawe lub zaskoczone i potrzebuje się upewnić?
Chcę też zwrócić uwagę na to, że często obawiamy się podzielić z dzieckiem własną niepewnością czy niewiedzą. Mam poczucie, że dla dziecka usłyszenie, że rodzic nie jest czegoś do końca pewien, że też czegoś nie wie, przy jednoczesnym zapewnieniu, że może razem z dzieckiem poszukać tej informacji czy też skonsultować pytanie z kimś innym i wrócić do rozmowy, jest sytuacją, która nie zagraża poczuciu bezpieczeństwa dziecka.
Bywa tak, że to rodzic jest przerażony bardziej niż dziecko, co wtedy?
W takich sytuacjach szczególnie ma sens zadbać o swoje zasoby. O czas na znalezienie takiej strategii, która wesprze nas w wyregulowaniu napięcia i powrocie do równowagi. Jest to ważne nie tylko w kontekście tego, że będzie nam trudno wesprzeć dziecko doświadczające lęku, kiedy sami będziemy pełni niepokoju.
Zaopiekowanie się swoim lękiem ma również znaczenie dla naszego dobrostanu. A ten dobrostan jest szalenie ważny, bo my jako rodzice, czy ludzie po prostu, jesteśmy ważni.
Zdaję sobie sprawę z tego, że dbanie o siebie, zwłaszcza przez rodziców, wciąż postrzegane bywa jako lenistwo, egoizm czy nadmierne pobłażanie sobie. Z doświadczenia własnego i pracy konsultacyjnej wiem, że dobrostan rodzica jest tak samo ważny jak dobrostan dziecka. Warto szukać dla siebie takich rozwiązań, które nas w dbaniu o ten dobrostan wspierają.
Czasem nasze dbanie o siebie może polegać nie na szukaniu nowych strategii, ale na zrobieniu audytu tych, które już stosujemy i sprawdzeniu czy aby na pewno wszystkie z nich nam służą? Może się okazać, że spędzanie czasu w mediach społecznościowych, by być na bieżąco z sytuacją związaną z pandemią, jest czymś, co nas mocno drenuje z energii i samo ograniczenie tego czasu już nam naładuje zasoby.
Przeczytaj także: Jak wesprzeć dziecko w zdalnej nauce? To łatwiejsze (i przyjemniejsze), niż myślisz!
Czy w takich przypadkach jak ten podany na początku naszej rozmowy, powinniśmy już poprosić o pomoc specjalistę? Czy może są jakieś rozwiązania, rodzic może sobie sam poradzić?
Myślę, że jeśli rodzic czuje zaniepokojenie w związku z tą sytuacją lub uważa, że jego pomysły na wsparcie dziecka nie do końca spotykają się z dziecięcymi potrzebami, to jest to moment, kiedy może skorzystać ze wsparcia specjalisty. Na taką wizytę warto najpierw wybrać się samemu. Często okazuje się, że rozmowa ze specjalistą pozwala spojrzeć na dotychczasowe wyzwania dotyczące lęku z nowej perspektywy. A to może pomóc rodzicowi samodzielnie wspierać dziecko.
Co możemy zrobić tak na gorąco, gdy dziecko np. nie chce wyjść do szkoły ze strachu, że się zarazi lub nie chce zdejmować maseczki?
Chcąc dopasować strategię do konkretnych potrzeb dziecka stojących za jego strachem, potrzebujemy trochę pobawić się w detektywa i tych potrzeb wraz z dzieckiem poszukać. Oczywiście, kiedy mamy z tyłu głowy, że jesteśmy praktycznie spóźnieni i nie ma opcji, żeby dziecko nie poszło tego dnia do szkoły, raczej będziemy mieć mało zasobów do tego, by się bawić w tego detektywa.
Pośpiech, napięcie związane z różnego rodzaju oczekiwaniami będa nas raczej skłaniać ku temu, by przekonywać dziecko, że nic się nie dzieje, że wszystko jest w porządku i nie ma co dramatyzować. Te strategie być może przyspieszą wyjście do szkoły, ale z pewnością nie zaopiekują lęku dziecka, który w dalszym ciągu mu towarzyszy.
To, co na gorąco może ten lęk w dziecku ukoić, jest danie empatii temu, że teraz dzieje się coś trudnego. Uznanie, że dziecko ma prawo się bać. I to normalne, że każdy czasem się boi. Zapytanie czy na tu i teraz byłoby pomocne, gdyby dziecko się do nas przytuliło. Albo wspólnie z nami spokojnie poodychało czy też skorzystało z jakiejkolwiek innej strategii, która wspiera dziecko, gdy oswaja lęk na zimno.
Tym samym chcę podkreślić, że największą trudnością w zaopiekowaniu się lękiem jest to, że próbujemy się go pozbyć lub znaleźć sposób na jego zmniejszenie właśnie w sytuacji, kiedy ten lęk już jest obecny. A wciąż nie doceniamy wagi tej pracy z dzieckiem, którą możemy wykonywać na zimno, kiedy na spokojnie możemy oswajać lęk poprzez zabawę, ruch, pracę z ciałem, z oddechem, wizualizacjami, relaksacją czy praktykowaniem uważności. Im bardziej mamy oswojone te strategie na zimno, tym bardziej są nam one dostępne, kiedy zaczyna być gorąco i lęk próbuje przejąć nad dzieckiem stery.
Jak z takimi sytuacjami jak ta obecna, pandemiczna, radzi sobie umysł dziecka? Z czym się może jeszcze borykać? Pytam o taką perspektywę dziecięcą, gdybyśmy to my dzisiaj były/byli dziećmi, jak to wszystko odebralibyśmy?
Mam poczucie, że wciąż rozwijający się układ nerwowy dziecka radzi sobie z wszelkiego rodzaju napięciem, stresem najlepiej jak potrafi. Próbuje się wyregulować, wrócić do równowagi na wiele sposobów. Głównie poprzez poszukiwanie więzi z innymi ludźmi, kontaktu, bliskości, jak i poprzez wszelkie strategie angażujące ruch i ciało.
Ta niedojrzałość i wrażliwość dziecięcego układu nerwowego, przekładająca się choćby na to, że czasem niewielki bodziec powoduje gwałtowne reakcje dziecka, a także to, że wiele z dziecięcych strategii regulacyjnych frustruje rodziców (obgryzanie paznokcie, ślinienie się, wyrywanie sobie włosów, ssanie kciuka, krzyk), są czymś, co powoduje, że dorosłym jest często trudno w odpowiedzeniu na potrzeby dzieci, w taki sposób, który by je wsparł. A to z kolei może powodować trud i frustracje po stronie dzieci.
Dzieci czują się niewidziane i niesłyszalne z tym, co czują. Dorośli znowu są przeciążeni i nie mają zasobów, by na trudności dzieci spojrzeć z innej perspektywy. Powstaje samonakręcająca się spirala i jeśli jako dorośli w porę jej nie zastopujemy, nie poszukamy dla siebie bądź dziecka wsparcia, to dzieci mogą borykać się z poczuciem niezrozumienia, osamotnienia. Ich układ nerwowy może nie rozwijać się w optymalny sposób.
W takiej sytuacji, gdy przemęczeni, zestresowani dorośli nie trafiają ze swoimi strategiami w potrzeby dziecka, wciąż stosują mało wspierające rozwiązania. Choćby odwracanie uwagi czy ignorowanie. Wtedy łatwo jest temu dziecku o przyjęcie takiego przekonania, że coś jest ze nim nie tak. Dziecko myśli, że nie powinno czuć tego, co czuje, że jego ciało się myli, wysyła mu błędne sygnały, skoro dorośli mówią mu, że nie ma powodu do strachu, złości czy smutku.
Przeczytaj także: Jak rozmawiać o koronawirusie z dziećmi?
Co z przyszłością dzieci, które żyją w czasach pandemii? Czy ta sytuacja odbije na nich piętno? Czy zostanie jakiś trwały ślad w psychice, będą bardziej wrażliwe, zlęknione?
Mam poczucie, że wiele w tej kwestii zależy od tego czy my dorośli – rodzice, nauczyciele czy inne osoby towarzyszące dzieciom, będziemy w stanie wesprzeć dzieci w tym, co w związku z sytuacją pandemii przeżywają. Czy będziemy im normalizować lęk i inne trudne emocje. Czy będziemy gotowi na zrobienie dla tych emocji miejsca, czy w końcu uznamy, że wrażliwość nie świadczy o słabości?
Na ile będziemy uważni na sygnały, które nam wysyłają swoim zachowaniem. Na ile będziemy w stanie z czułością i zrozumieniem odpowiedzieć na ich potrzeby. Czy będziemy umieli dopasować rozwiązania do ich możliwości rozwojowych, a nie do swoich oczekiwań? I choć tak, jak wspomniałam na początku, wiele zależy od dorosłych, to warto pamiętać, że dzieci są niezależnymi ludźmi, z własną osobowością, temperamentem i tym samym mają prawo do własnych emocji, reakcji na to, czego doświadczają.
Tym samym warto we wspieraniu dzieci pamiętać o czułości i łagodności dla samych siebie. O tym, że nie jesteśmy omnipotentni, mamy prawo mieć słabszy dzień i zwyczajnie nie ogarniać wszystkiego, tak jak tego od siebie wymagamy.
Już dziś widać nowe nawyki. Nie dotykamy klamek, odsuwamy się od siebie. Zostanie to z nami na zawsze? Czy kiedyś gdy cała pandemia minie, wrócimy do starych przyzwyczajeń?
Te nowe nawyki są efektem dopasowywania się do zmieniających się warunków, w tym kontekście świadczą o naszych kompetencjach adaptacyjnych. Nie wiem w jakim kierunku potoczy się sytuacja z pandemią koronawirusa i choć mam poczucie, że nie ma już możliwości powrotu do sytuacji sprzed jej wybuchu, to mam nadzieję, że nie wszystkie przyzwyczajenia powstałe w czasie jej trwania przetrwają.
Chodzi mi głównie o kwestie związane z dystansem społecznym. Niesamowicie odcina nas od jednej z bardziej karmiących nasze układy nerwowe strategii, jaką jest bliskość drugiego człowieka. Taka bliskość, która nie jest dzielona ekranem telefonu czy komputera, tylko zakłada kontakt fizyczny. Mocno doświadczam tego i dostaje również podobny feedback od innych rodziców, że czas spędzony w izolacji społecznej, w sporej części poświęcony na pracę zdalną, bardzo szybko pozbawia nas energii. Potem trudno ją nam odbudować bez możliwości skorzystania ze wsparcia innych, wyregulowanych dorosłych.
Co rodzic może robić na co dzień, żeby dziecku było łatwiej przejść przez całą tę sytuację?
Powtórzę się, ale dla mnie podstawą do tego, by móc wspierać dziecko w jakichkolwiek wyzwaniach, jest uznanie tego, że dobrostan rodzica jest tak samo ważny, jak dobrostan dziecka. W związku z tym ogromne znaczenie ma, by rodzice szukali dla siebie takich strategii i rozwiązań, które pomogą im ładować swoje zasoby i jak najczęściej przebywać w strefie komfortu. Nie ma spisu strategii, które pomogą zawsze i każdemu. Ma sens, by tworzyć indywidualne listy tego, co wspiera i ładuje i korzystać z nich najczęściej jak się da.
To nie muszą być wielkie, czy kosztowne rzeczy. Ważne, by było to coś, co będziemy praktykować regularnie, co będzie nam sprawiało przyjemność i dawało poczucie bezpieczeństwa. Dla jednej osoby może być to kontakt z naturą, bieganie, sadzenie kwiatów czy joga, a dla kogoś innego zmywanie naczyń, pisanie dziennika czy rozmowa z kimś bliskim. Strategii może być tyle, ile jest ludzi, a miarą skutecznej strategii jest to, że czujemy się komfortowo i bezpiecznie.
W tym kontekście dbanie o swój dobrostan, przekłada się na wspieranie dziecka w dbaniu o jego dobrostan. Na swoim przykładzie pokazujemy jak można dbać o siebie. Jakie to jest ważne i z tego miejsca łatwiej będzie nam towarzyszyć dziecku w tym, by znalazło takie strategie i rozwiązania, które pomogą mu oswoić trudne emocje.
Warto przy tym pamiętać, że dzieci dużo efektywniej regulują się poprzez kontakt z drugim człowiekiem. Poprzez bliskość i ruch niż poprzez tłumaczenia, argumentowanie czyli nasze nasze dorosłe gadanie. Czasem ma sens odpuścić kolejną rozmowę, zwłaszcza gdy widzimy, że dziecku niespecjalnie ona służy, wzmaga napięcie i zaproponować wspólne wyjście na spacer, upieczenie ciasta czy powygłupianie się na kanapie.
Nie zapominajmy również o regulującej roli oddechu, który jest cennym narzędziem, nie tylko dlatego, że jest nam zawsze dostępny, ale też z tego względu, że fantastycznie i niemal natychmiast koi pobudzony układ nerwowy. Ćwicząc spokojne, ciut głębsze niż zazwyczaj oddechy zwróćmy uwagę, by powietrze nabierać nosem, a wydychać ustami i by wydech był nieco dłuższy niż wdech.
Wspierającym pomysłem jest też zaufanie w moc zabawy i dziecięcej wyobraźni, zwłaszcza przy wizualizowaniu lęków czy strachów. Taki narysowany czy nazwany lęk, staje się mniej przerażający. Łatwiej jest wpaść na pomysł, co by pomogło go oswoić, gdy znajduje się na kartce lub przyjmuje postać maskotki, niż gdy siedzi w dziecięcej głowie.
Masę kreatywnych pomysłów na oswajanie dziecięcych lęków można znaleźć w książce Lawrence’a Cohena “Nie strach się bać”, którą serdecznie polecam rodzicom.
Przeczytaj także: Świeże spojrzenie na naukę zdalną – wywiad z dr Marzeną Żylińską
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Zdjęcie: prywatne archiwum Katarzyny Kalinowskiej.