Czego szukasz

Przedsiębiorczość i człowieczeństwo. O matczynych pomysłach na biznes

Zamierzałam zacząć ten tekst od przywołania słów pewnego profesora, który mawiał, że przedsiębiorca to jedno z najpiękniejszych słów w polskim języku. To ktoś, kto przed się bierze – czyli przed oczy sobie stawia cel, do którego zmierza, a potem konsekwentnie realizuje przyjęte na siebie zobowiązania i stara się to czynić jak najlepiej.

Przedsiębiorczość kobiet - co ją wyróżnia?

Profesor miał o przedsiębiorcach bardzo wysokie mniemanie, ale było to w połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia i wszyscy mieliśmy wtedy nadzieję, że ten paradygmat człowieka dobrej, uczciwej, rzetelnej roboty na własny rachunek, a społeczny (czyli wspólny!) użytek stanowić będzie sól naszego etosu pracy. Tak się nie stało. Albo: nie w każdym wypadku tak się stało. 

A tu otwieram sobotnio – niedzielne wydanie „GW”, w którym Krzysztof Varga w doskonałym eseju zatytułowanym „W kraju Morloków” przywołuje fragment powieści Wellsa, w którym to fragmencie o prymitywnej, nieposiadającej nijakich kompetencji kulturowych (o aspiracjach nie wspominając…) rasie Morloków padają znamienne słowa: „Morlokowie […] zachowali prawdopodobnie więcej przedsiębiorczości niż człowieczeństwa. Kiedy więc zabrakło im pożywienia, poszli za głosem pierwotnego instynktu” (tłum. Feliks Wermiński).

Dalej Varga skupia się na kluczowej dla niego frazie przeciwstawiającej przedsiębiorczość człowieczeństwu, konstatując, że „Przedsiębiorca to dziś wiecznie niezadowolony przedstawiciel klasy dorobkiewiczów”. Roszczeniowy. Żądający ciągłych udogodnień. Ceniony za to, że „napędza rozwój naszego kraju” w przeciwieństwie do osobników „mało przedsiębiorczych, zajmujących się tak zbędną działalnością jak kultura”.

Te dwa głosy, tak wydawałoby się niezbieżne, leżą oto u źródeł mojego artykułu o przedsiębiorczości matek, lub jak wolicie: o pomysłach na biznes dla mam. Dlaczego użyłam sformułowania „wydawałoby się”? Otóż w eseju Krzysztofa Vargi opisywany jako przedstawiciel rasy Morloków dorobkiewicz, często występuje jako „przedsiębiorca”. To wzięcie w cudzysłów stanowczo dystansuje go od człowieka naprawdę przedsiębiorczego w rozumieniu owego profesora. Myślę, że Varga zgodziłby się z nim co do sedna.

Tyle, że… No, właśnie – czy dziś

p r a w d z i w y c h  przedsiębiorców już nie ma?

Są. Oczywiście są. I wiele wśród nich matek, które na pewnym etapie swojego życia postanowiły przed się wziąć jakiś cel i dążyć do niego konsekwentnie. Później rzetelnie, sumiennie i z prawdziwą przyjemnością – jaką daje tylko dobrze wykonana robota, za którą można zarobić uczciwe pieniądze – wywiązują się z przyjętych na siebie zobowiązań.

Zwróćcie uwagę: w przedsiębiorczości matek nie obowiązuje zasada „więcej przedsiębiorczości niż człowieczeństwa”. To człowieczeństwo właśnie jest kwestią naczelną: służenie człowiekowi i przy okazji zarabianie na życie.

Przeczytaj także: Bo z własną firmą jest jak z dzieckiem…

Kiedy przeglądam historie znajomych i nieznajomych matek, których „biznesy” (celowo używam cudzysłowu, gdyż wyraz ten mocno się w polszczyźnie zdewaluował i ma nieco pejoratywne znaczenie) działają i mają się dobrze, dostrzegam pewną wspólną im wszystkim cechę: oto wszelkie matczyne inicjatywy powstały właśnie z niezgody na „przedsiębiorczość”, która służenie człowiekowi wykluczyła.

Bo okazało się, że miejsca, które z założenia miały być przyjazne dzieciom – przyjazne nie są. Przedmioty, które miały być dla dzieci bezpieczne – są zagrożeniem. Inne z kolei, które miały mieć walory edukacyjne – nie mają, które miały być piękne i mądre – są brzydkie i banalne. A te, które miały być smaczne i zdrowe – trują. I tak dalej.

Matczyne inicjatywy

Można je pogrupować (co zaraz uczynimy), z pełną jednak świadomością, że w stanie czystym występują one rzadko. Zatem mama, która idzie na swoje otwiera zwykle:

  • przedszkole,
  • żłobek,
  • klub malucha – dzienny punkt opieki,
  • klubokawiarnię dla dzieci i mam/ warsztaty,
  • wypożyczalnię rzeczy najrozmaitszych,
  • sklep z odzieżą samodzielnie projektowaną i szytą /punkt krawiecki/ punkt sprzedaży rękodzieła,
  • sklep z zabawkami/grami samodzielnie projektowanymi i szytymi/wykonywanymi,
  • wydawnictwo.

Czy zdajecie sobie sprawę, że na przykład znana, uznana i kochana przez dzieci i rodziców firma Granna wyrosła właśnie z takiej niezgody na pustki na półkach i bylejakość w segmencie planszowych gier rodzinnych? A takich dziur rynkowych (dziś powiedzielibyśmy zapewne: nisz) było wiele. Narodziły się na przykład wydawnictwo Dwie Siostry czy zabawkarnia Kalimba. Siłą napędową tych rewelacyjnych inicjatyw była właśnie niezgoda na bylejakość, popkulturę w najgorszym wydaniu – na „przedsiębiorczość”.

Oczywiście nie wszystkie matczyne „biznesy” mają szansę stać się wielkimi komercyjnymi przedsięwzięciami. Czasem to kwestia precyzyjnej strategii biznesowej, czasem szczęśliwego splotu okoliczności, najczęściej – obu.

Przeczytaj także: 12 pomysłów, jak założyć biznes bez pieniędzy

Wokół nas funkcjonuje wiele inicjatyw lokalnych, które wyrobiły sobie dobrą markę i wpisały się w krajobraz. Bez których nie wyobrażamy sobie naszej matczynej codzienności. Tej „urlopowomacierzyńskiej”, czy „urlopowowychowawczej”. Tej która na jakiś czas unieruchamia (czy to jednak dobre słowo?) nas w domu.

Także Internet pełen jest takiej aktywności mam. Z blogów, stron internetowych i forów przenosi się do realu i pozwala zarobić oraz zrealizować swoje pasje. Znasz przykłady takiej przedsiębiorczości? Na pewno znasz. Podziel się!

A może i dla mnie przyjdzie w końcu taki dzień, w którym pomysł na własną działalność zarobkową – taką niezależną od etatu i humorów szefa – skrystalizuje się. A potem będę mogła go przekuć w pracę dającą dochody i satysfakcję. Jeśli i Ty masz podobny plany – działajmy razem.

Co sto głów, to nie jedna!

Zdjęcie: Canva

Spodobał Ci się artykuł? Podziel się z innymi:
Nałogowa czytelniczka, która kocha pisać i pisarka, która nie umie żyć bez czytania. Autorka powieści "Oaza spokoju" i "Pustostan". Copywriterka, webwriterka, blogerka. Matka, żona i kociara z tytułem naukowym.
Chcę otrzymywać inspiracje, pomysły i sugestie jak pracować i nie zwariować.
Newsletter wysyłamy raz na 2 tygodnie